Jeżdżę, więc jestem.


avatar Niniejszy blog rowerowy prowadzi Mateusz vel. Raven, który z pofabrycznej Łodzi pochodzi. Od początku 2009 roku (od kiedy prowadzi tutaj statystyki) przejechał 28483.21 kilometrów, w tym 4325.30 po wertepach. Jeździ ze średnią prędkością 19.69 km/h.
Inne informacje znajdziesz tutaj.
button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl

Znajomi na Bikestats

Mój Skype

Mój stan

Ujeżdżany sprzęt

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Raven.bikestats.pl

Archiwum

Wpisy archiwalne w kategorii

W towarzystwie

Dystans całkowity:7654.77 km (w terenie 3142.20 km; 41.05%)
Czas w ruchu:448:55
Średnia prędkość:17.05 km/h
Maksymalna prędkość:71.16 km/h
Suma podjazdów:5728 m
Maks. tętno średnie:153 (77 %)
Suma kalorii:14438 kcal
Liczba aktywności:160
Średnio na aktywność:47.84 km i 2h 48m
Więcej statystyk

Przejechane: 18.00 km
w tym teren ~12.00 km

Czas: 01:30 h
Średnia: 12.00 km/h
Maksymalna: 54.60 km/h

#2: Bolesna nauka jazdy wyciągiem (Szczyrk 2013)

Środa, 29 maja 2013 | Komentarze #0

Dzień rozpoczęty od wizyty w Bielsku i jakiejś wiosce 50km dalej. Adam chciał kupić hamulec, a Bartek upatrzone na Allegro plastikowe koła do szosówki za jakieś chore pieniądze. Hamulca nie było, ale po mistrzowskich targach wróciliśmy z kołami.
Tak, wiem, tu padnie pytanie dlaczego nie zrobiliśmy tego dzień wczesniej. Ano dlatego, że było już późno i wszystko było pozamykane.

Enyłej w końcu wróciliśmy. Przebraliśmy sie i ruszylismy w stronę wyciągu. Tutaj zdziwko, bo ostatni wjazd na Skrzyczne jest o 17. Trochę wcześnie. Za wcześnie. Komplikowało to moje plany najtrajdowe.

Na samą górę zdążyliśmy wjechać raz. O mały włos Adamowi by się ta sztuka nie udała, bo spadł z gondoli przy wsiadaniu. Nikt do końca nie wie, jak to się stało, ale ogólnie najpierw walnął rower, potem na rower walnął jego przerażony właściciel, a całość została przeciągnięta po peronie przez wagonik kolejki. :D Widok boski, żałuję, że nie miałem na wierzchu aparatu. Obsługa wyciągu miała bekę przez 2 dni, my natomiast mamy ją do tej pory. :D

Zjechaliśmy sobie czerwonym szlakiem do Buczkowic. Na agrafkach Bartek Reżyser dalej chyba chciał polecieć zamiast zjeżdżać, ale zatrzymało go drzewo kilka metrów niżej. W szoku tak szybko wspinał się do góry, że nie zdążyłem całości uchwycić na zdjęciu. Żyje, jakimś cudem się nie połamał, ani na nic nie nadział. Szkoda tylko 5" wyświetlacza w telefonie.



O! Dziura! © Raven


Bolało, kiedy spadało © Raven





Nuta (w kijowej jakości, bo te lepsze mają poblokowane wyświetlanie na stronach innych, niż YT):




Przejechane: 27.00 km
w tym teren ~17.00 km

Czas: 03:00 h
Średnia: 9.00 km/h
Maksymalna: 58.90 km/h

#1: "Jesteście kur** nienormalni!" (Szczyrk 2013)

Wtorek, 28 maja 2013 | Komentarze #2

Ów wyjazd miał być wyjazdem majówkowym, ale z przyczyn ode mnie niezależnych nic z tego nie wyszło. Chłopaki stwierdzili, że poczekają na mnie, tak więc miesiąc później wreszcie ruszyliśmy w góry.

Do Szczyrku dojechaliśmy późno, bo koło 20. Było nas 4:
-Bartek J. aka Triathlończyk (twarda bestia)
-Adam aka Koks (albo Koneser Kury)
-Bartek P. aka Pan Reżyser (od swoich reżyserskich okularów)
I ja. Jaką ksywę dostałem nie powiem. :P

Po rozpakowaniu Koks z Reżyserem ani myśleli robić cokolwiek innego poza leżeniem do góry brzuchami i piciem piwa. Ja natomiast wycinając sobie dupochron z teczki na dokumenty obmyślałem szatański plan. I znalazłem do tego planu sprzymierzeńca. Pan Reżyser skwitował sytuację krótko:
"Jesteście, kur** nienormalni!"

Było coś koło godziny 22:30. Uzbroiliśmy rowery w stosowne oświetlenie i mozolnie ruszyliśmy asfaltem w stronę Przełęczy Salmopolskiej. Tam odbiliśmy w prawo na czerwony szlak. I tak sobie dziabaliśmy po ciemku. Najpierw Biały Krzyż (940m n.p.m.), potem w dół na Grabową (907m). Widoki z góry na Wisłę (w sensie miejscowość) nieziemskie. Ciężko uchwycić na zdjęciach, bo światła latarnii migotały i poruszały sie w ciepłym powietrzu. Bajka.

Na Kotarzu (974m), kolokwialnie mówiąc, nas wypizgało. I to konkretnie. Drzewa tak się wyginały, że przez chwilę zwątpiliśmy, czy pchanie się dalej jest do końca bezpieczne. Zawracać bynajmniej nie zamierzaliśmy. Dodatkowa bluza i wio. W nocy górskie zjazdy smakują zupełnie inaczej. W górę i w dół. Hyrca (829m), Beskidek (860m), Przełęcz Karkoszczonka (729m). I tu pierwotnie mieliśmy skręcić i jechać do domu. PIERWOTNIE, bo w tym momencie zapaliła mi się w głowie zielona lampka. Rok wcześniej w tym miejscu zrobiliśmy nawrót, bo przegoniła nas burza. Teraz pogoda była spoko, to dlaczego nie polecieć dalej?

Bartek chciał wracać, ale zacząłem go maglować, że to przecież niedaleko pokazując wszystko palcem na mapie. Drobny szczegół o 300 metrach przewyższenia pominąłem. Były problemy, ale ostatecznie moje zdolności negocjacyjne wygrały i pojechaliśmy. Choć to może nieodpowiednie słowo, bo zamiast jazdy był dobry kilometr marszu z rowerem na plecach. No ale przy okazji mieliśmy trening wytrzymałościowy włażąc na Klimczok (1042m). :D Gdzieś tam po drodze umarło moje 2500 lumenów (podziękowania dla Alkor za pożyczenie tego jupitera) i ślepłem dalej przy obsuwającej się Bocialarce. Po doczłapaniu się do schroniska pomknęliśmy dalej w dół bardzo stromymi drogami utwardzonymi. Do tego stopnia stromymi, że mojemu kompanowi zaczęło się kopcić z hamulców. Było szybko i strasznie zimno.

Mimo to przyjemnie walczyło się z grawitacją. Raz o mało się na sobie nie rozkwasiliśmy, jak Bartkowi zastrajkował ABS i go obróciło na zakręcie tuż przed moim kołem.

Do kwatery zajechaliśmy o wpół do 4 i pocałowaliśmy klamkę. Wszystko pozamykane. Po dobijaniu się (okiennym i telefonicznym) Adam wstał i z zamkniętymi jeszcze oczami otworzył nam drzwi. Nygusy pukały się w czoło, ale my byliśmy z tripa zadowoleni. A nagrodą za tułaczkę było piwo, które smakowało jak nigdy.

Budowa dupochronu © Raven

Odpalam plecak odrzutowy © Raven

Dozbrajanie się na Kotarzu © Raven


Nocny widok na Skrzyczne © Raven


A dla oddania klimatu zapuszczam stosowną nutę:




Przejechane: 38.24 km
w tym teren ~15.00 km

Czas: 02:12 h
Średnia: 17.38 km/h
Maksymalna: 40.37 km/h

Service Day i kilka nowych zabawek

Sobota, 25 maja 2013 | Komentarze #19

Plany były wielkie, a wyszło, jak wyszło. Pogoda jakaś taka nijaka, motywatorami były dla mnie fanty od Alkor i Siwego. Oprócz nich pojawiło się jeszcze dwóch XC-ziomków ściągniętych przez A., których imion nie pomnę. Długo z nami nie wytrzymali i pojechali trzaskać kilometry sami.
Najpierw pół godziny się zeszło na montażu kierownicy i mostka od Marcina. Przejście z 630/110/25,4 na 680/80/31,8. Różnica jest odczuwalna, zarówno w sztywności, jak i w prowadzeniu. Potem okazało się, że w rowerze Asi coś tam pyrka z tyłu. Przy bojach z oponą na jaw wyszedł luz na piaście. Na szybko tylko pogorszyłem sprawę, więc pojechaliśmy do Modrzewiaka na herbatę i coś na ząb, by rower do stanu używalności przywrócić. Szybkie kółko, zostaliśmy we 3 i.. znowu wylądowaliśmy w barze. I tak mniej więcej wyglądała ta ambitna wycieczka. :)

To teraz się trochę pochwalę. :P

Nowy kokpit © Raven

Tru ęduro koszulka © Raven

Designerskie podkładki pod kubki/kufle/szklanki © Raven


A żeby nie było, że nie ma żadnych fot z wycieczki:
Alkor aka Przerośnięty Koliberek © Raven




Przejechane: 69.31 km
w tym teren ~15.00 km

Czas: 03:22 h
Średnia: 20.59 km/h
Maksymalna: 48.37 km/h

Terenowy asfalt i fugowanie na brązowo

Sobota, 18 maja 2013 | Komentarze #4

Celem był obiad. Moje uczestnictwo w tej imprezie do końca stało pod znakiem zapytania (średnio przespana noc), ale szkoda mi było dnia wolnego i pięknej pogody, więc wstałem, ogarnąłem się na spidzie i pojechałem. W składzie oprócz mnie znaleźli się (w kolejności alfabetycznej): Adam, Iza, Marcin i Marysia. Choć ta ostatnia raczej się nie liczy, bo z przyczyn nam nieznanych ulotniła się do domu nim zdążyliśmy wyruszyć. Podejrzewamy, że przyczyną był morderczy głód po powąchaniu kebaba z pobliskiej budki.

Jako, że miało być asfaltowo, "ciut" odstawałem od ekipy sprzętem (MTB vs. pseudoszosa). Jednak gdy poznaliśmy, co dla Adama znaczy pojęcie "asfalt", to jednak sztywna ekipa zaczęła mi fulla zazdrościć. :P

A po obiedzie...

[Marcin poszedł do toalety. Po długim czasie wrócił.]
-Glazurę tam kładłeś?
-Fugowałem. Na brązowo.
-Za gęsta ta fuga, w sztyfcie.



A i o mało nie doszło do karambolu (a prędkość wówczas była znaczna) w obawie o zmielenie pod kołami kotka-samobójcy. Choć może bardziej chodziło o ewentualną późniejszą konieczność czyszczenia opon z krwi i sierści.

Niemieckie auto amerykańskiego stróża prawa? © Raven

Tu miał być asfalt. Taa © Raven

Nie wiem dlaczego miny na zdjęciu wyszły niemrawe, bo jedzonko smakowało © Raven

Tajemnicza studnia i ciekawski Marcin © Raven

Kolejny asfaltowy kawałek. Iza umoczyła! © Raven





Przejechane: 1.34 km
w tym teren ~0.00 km

Czas: 00:05 h
Średnia: 16.08 km/h
Maksymalna: 36.37 km/h

Na lody

Piątek, 17 maja 2013 | Komentarze #0

Z Ceberem.

Chyba będę miał zakwasy po takim gigantycznym dystansie.




Przejechane: 18.90 km
w tym teren ~14.00 km

Czas: 01:16 h
Średnia: 14.92 km/h
Maksymalna: 28.75 km/h

Grillowo-barowa mobilizacja

Wtorek, 14 maja 2013 | Komentarze #0

Nie wybierałem się nigdzie, gdy nagle zadzwonił Marcin, a pół godziny później był już u mnie pod domem. A chwilę po nim Adam z Marysią. Iza towarzyszyła nam wirtualnie. I w takim oto składzie pojechaliśmy wszamać coś z grilla w jednym z ulubionych barów.




Przejechane: 9.46 km
w tym teren ~5.00 km

Czas: 00:45 h
Średnia: 12.61 km/h
Maksymalna: 36.18 km/h

Wiosenne ognisko

Piątek, 26 kwietnia 2013 | Komentarze #4

Wiosennych wpisów ciąg dalszy. Tym razem padło na ognisko celem uzupełnienia wycieczki, która odbyła się dzień wcześniej.

Ludzi stopniowo zjeżdżało się coraz więcej. Oprócz mnie na miejscu zjawili się:
Alkor, Gantar, Pixon, Xanagaz, Chickenowa, Eresse, Doktorek, Jerzu, Stopa i jeszcze kilka innych, nie do końca znanych mi twarzy.

Ktoś zajął nam stałą miejscówkę, więc na biegu zbudowaliśmy sobie nową, co by kameralnie coś przy ogniu pokiełbasić. Cała drużyna z pełnym poświęceniem i przelewem krwi (mojej) zabrała się za gromadzenie opału, a Tomek czynił pierwsze płomienie.

I tak nam minął cały wieczór.

Z czasem ekipa jakoś dziwnie zaczęła się rozjeżdżać, by przy dogasającym ogniu zostawić romantyczny trójkącik składający się z Alkor, Gantara i mnie. :P Jakoś nam się wybitnie do domów nie śpieszyło.

A jak już zabraliśmy się do powrotu, to Gantar radośnie obwieścił światu, że nie ma powietrza w przednim kole. I tym optymistycznym (?) akcentem kończę. ;)

P.S. Oficjalnie stwierdzam, że robienie siku w ciemnym i gęstym lesie, tylko w marnym świetle czołówki potrafi dostarczyć sporą dawkę adrenaliny.

Ogniomistrz Xanagaz © Raven

Jakaś fota znaleziona na blogu Magdy, na potwierdzenie, że też tam byłem:




Na odchodne szybki trening ruchów posuwisto zwrotnych © Raven




Przejechane: 46.05 km
w tym teren ~25.00 km

Czas: 02:45 h
Średnia: 16.75 km/h
Maksymalna: 50.08 km/h

Wiosenny (?) nightride

Czwartek, 25 kwietnia 2013 | Komentarze #0

Pojawiło się więcej słońca, ptaszki wesoło ćwierkają, wszystko teraz jest wiosenne, to i ta wycieczka niech wiosenną będzie.

Spora grupa się zebrała:
Alkor, Pixon, Xanagaz, Minor, Owurac, Ktossiek, Kuba & ja.

Siwy ma nieobecność usprawiedliwioną z powodu kontuzji kolana (epidemia jakaś?!), Bendus i Pollena2000 zgrywali miękkie faje i z niewyjaśnionych do końca przyczyn nie przyjechali.

Plan był prosty: pokręcić się w nocy po lesie. Światła mieliśmy dość, choć rozłożone ono było nierównomiernie wśród ekipy.

Pogoda dopisała, trip bardzo przyjemny. Jeszcze przed wycieczką pojawił się motyw ogniska (mam niedobór ciepła ognia po przydługiej zimie), ale został on przeniesiony na dzień kolejny.





Początek tracka umknął, bo coś fixa złapać nie mogłem.
Był nawet mały (bardzo mały) epizod filmowy, ale mam problemy z internetem, więc filmu nie będzie.

MAŁY SUKCES: Mimo przejechania prawie 50km nie kuśtykałem po powrocie do domu. Może brzmi to śmiesznie, ale u mnie ostatnio nie jest to takie oczywiste.




Przejechane: 20.00 km
w tym teren ~17.00 km

Czas: 02:45 h
Średnia: 7.27 km/h
Maksymalna: 0.00 km/h

Zlot ET - Kalwaria 2013

Sobota, 20 kwietnia 2013 | Komentarze #7

Na wstępie wielkie podziękowania dla Alkor za to, że mnie w cały ten temat wkręciła. :)

Operacja pod kryptonimem "Zlot ET" odbyła się w Kalwarii Zebrzydowskiej. Szacun dla lokalesów za przygotowanie tras. Było gdzie pojeździć po płaskim, było gdzie poskakać, było gdzie pokręcić się na singlach, było gdzie przelecieć przez kierownicę, było... a wiele jeszcze było. No i naturalnie ognisko było i gruby after był. :) Było też miejsce do spania, ale raczej już nas tam nie wpuszczą. :P I była widowiskowa kraksa o drzewo (nieudane lądowanie po wysokiej hopie), która na szczęście tylko groźnie wyglądała, a skończyła się kilkoma sekundami ciszy w tłumie i ogólnym poobijaniem głównego zainteresowanego (nie, nie mnie).

Zjechało się kilkadziesiąt osób, a wszyscy jak rodzina, bardzo fajna atmosfera. Ogólny pozytywny efekt nadpsuły mi 2 rzeczy: bolące kolano (musiałem wcześniej zjechać do bazy, choć chętnie bym jeszcze pojeździł, o niedzieli już nie wspominając) i zgubiłem licznik (Bezkablowa Sigma 1609)- sam już nie wiem, co bardziej bolało.

A i nawet OTB udało mi się zrobić. Zamiast grzecznie iść za tłumem i taszczyć rower wąską ścieżką, postanowiłem zjechać na przełaj. Prawie sama trawa była wokół. I jedno drzewo. I w to drzewo wyrżnąłem. -.-

Przygotowania do sobotniego tripa © Raven

Jeden z głównych punktów programu, czyli ognisko © Raven

Cccombo © Raven




Jako, że w ogólnym rozrachunku moje zdjęcia wyszły marnie (z resztą nie skupiałem się specjalnie na zabawie aparatem), to pozwolę sobie podlinkować kilka stopklatek od innych.
Photo by DUCKANDCOVER © Raven

Photo by DUCKANDCOVER © Raven

Photo by DUCKANDCOVER © Raven

Photo by Razor © Raven

Photo by Razor © Raven

Photo by ShadoK © Raven

Photo by ShadoK © Raven

Photo by Wooyek © Raven

Jam raczej nielot, więc zdjęć w kontakcie z rowerem za wiele nie mam. Ale jednak mam:
Wcale nie byłem tak zmarnowany, na jakiego wyglądam :) © Raven
:P

Po wykresie wysokości ładnie widać ile było wypychów. :)




Przejechane: 30.92 km
w tym teren ~0.00 km

Czas: 01:44 h
Średnia: 17.84 km/h
Maksymalna: 31.69 km/h

Twarde misie, rozmyte ptaki i inne takie

Niedziela, 14 kwietnia 2013 | Komentarze #0

Obudził mnie telefon od Siwego z OPRem, że jeszcze śpię. Kazał podnieść tyłek, ubrać się i wyjść na rower. No to cóż miałem zrobić?

Bendus, Izka, Pollena, Siwy (kolejność alfabetyczna) i ja.
Tryb: asfaltowy.
Cele: Trzy Misie, Wróbelek Ćwirek i piwo. Z piwa nic nie wyszło, bo Izie i jej menowi się śpieszyło.

Wycieczka rekreacyjna, ekipa zmarnowana (nie wnikałem dlaczego i co robili dzień wcześniej), kolano, *&^%$#@#$%^, boli. Trochę zimno. No i to chyba tyle.

A i Tadeusza Kościuszkę odwiedziliśmy.

Siwy chirurg © Raven

Trzy Misie © Raven

"Fotografia dla zielonych." Prowadzący: Bendus. Marysia jak widać miała tego tematu już dość. © Raven


Wróbelek Ćwirek © Raven

Drugi łódzki Kościuszko (ten mniej znany) © Raven