Jeżdżę, więc jestem.


avatar Niniejszy blog rowerowy prowadzi Mateusz vel. Raven, który z pofabrycznej Łodzi pochodzi. Od początku 2009 roku (od kiedy prowadzi tutaj statystyki) przejechał 28483.21 kilometrów, w tym 4325.30 po wertepach. Jeździ ze średnią prędkością 19.69 km/h.
Inne informacje znajdziesz tutaj.
button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl

Znajomi na Bikestats

Mój Skype

Mój stan

Ujeżdżany sprzęt

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Raven.bikestats.pl

Archiwum

Wpisy archiwalne w kategorii

HR

Dystans całkowity:880.42 km (w terenie 301.00 km; 34.19%)
Czas w ruchu:45:43
Średnia prędkość:19.26 km/h
Maksymalna prędkość:63.59 km/h
Suma podjazdów:835 m
Maks. tętno średnie:153 (77 %)
Suma kalorii:14438 kcal
Liczba aktywności:16
Średnio na aktywność:55.03 km i 2h 51m
Więcej statystyk

Przejechane: 51.27 km
w tym teren ~35.00 km

Czas: 04:17 h
Średnia: 11.97 km/h
Maksymalna: 52.89 km/h

"Z pełnym brzuchem szybciej zgnijemy"

Sobota, 27 lipca 2013 | Komentarze #0

...rzekł Adam w czasie śniadania dnia drugiego.

Skład taki, jak dzień wcześniej. Na dworze jak w piecu. Nogi też pieczą. Ogólnie wszędzie ogień, łącznie z kotłem lokomotywy tego vlaka, który po nas przejechał.

Cel był bardzo ambitny, tj. obiad. Na bogato, bo po czeskiej stronie.

Pierwszy postój w schronisku Andrzejówka. Dosyć długi, ale nie śpieszyło się nam zbytnio. Niedługo potem okazało się, że po 2 napojach z bąbelkami na głowę (Cola, Sprite, Fanta.. dużo tego do wyboru, jak na drewnianą budę pośrodku niczego) ekipie zaczęła się załączać fantazja. W pewnym momencie poczułem niepohamowaną chęć podziwiania przyrody (a konkretnie wybranego drzewa) z bliska. Kiedy wróciłem mojego roweru nie było. Zrobiłem kilka kroków w te i wewte próbując sobie przypomnieć co z nim zrobiłem, kiedy zobaczyłem Siwego cieszącego michę 100m dalej... Dowciapny się znalazł. Ale zemsta była słodka, bo zrobiłem mu taki sam numer. Tyle, że wówczas nie było do końca dobrym pomysłem, bo trafiłem na kawałek zjazdowy. Ja chciałem hamować lewą ręką, a ta jego kobyła trzymana ręką prawą za mostek ciągnęła mnie w dół. Na szczęście kiedy zacząłem krzyczeć rowery zaczęły mnie słuchać i jakoś się zatrzymałem.

A i Siwy zabrał się za ścinanie zakrętów. Ale chyba nikt biedakowi nie powiedział, że w ścinaniu nie chodzi o to, żeby na kamienistym łuku zwieńczonym prawie pionową ścianą lecieć na wprost. Jakby jakiś god-mode mu się załączył. W momencie, kiedy mnie z impetem wyprzedzał myślałem, że ma jakąś grubsza koncepcję na pokonanie tego zakrętu. Nie. Nie miał.

W końcu dotarliśmy do czeskiej knajpy o dumnie brzmiącej nazwie, której nie pomnę. W karcie wszystko po czesku. Jako, że z translatora online korzystać nie chciałem w obawie o rachunek za roaming, a i trafić na coś, czego zjeść nie jestem w stanie też nie chciałem, to idąc tropem Adama i Marysi skusiłem się na smažený sýr, co było dobrą decyzją, zwłaszcza w pakiecie z czeskim piwem. W drugim rzucie jedzenia Siwy obstawił źle i zamówił sobie apetycznie dlań brzmiące houbowe risotto (tj. z pieczarkami, których nienawidzi). Męczył się chłopak, ale ostatecznie talerz zmęczył, wciskając co któryś widelec Izie. :)

Powrót już bez wiekszych niespodzianek. Nie licząc zakupu trefnej Coca-Coli. Człowieki na wykończeniu, myślały, że kupiły dobie dopalacz. A wtedy okazało się, że na etykiecie półlitrowej Coca-Coli Zero (tylko taka była) zanabytej za chore pieniądze widnieje dumny napis:
"Napój nie zawiera żadnych wartości odżywczych". Nic, null, zero, nada...

Sweetaśna biedronkowa bandana Adama © Raven

Siesta © Raven


Tylko fotografa na zdjęciu brak © Raven


Powrót do domu © Raven


HZ=37%
FZ=22%
PZ=7%

P.S. Po internetach krąży pewien GIF (sklecony z pewnych zdjęć z powyższego wyjazdu) z Siwym w roli głównej. W oficjalnej wersji Marcin na nim ziewa. W mniej oficjalnej... Hmmm... Trudno jednoznacznie ocenić. :D Wrzuciłbym, co by każdy sobie wyrobił własną opinię, ale wiszą nade mną pewne groźby karalne. :/

P.S.2 Chciałbym oficjalnie pochwalić Izę za zjazdowy progress. Nie wiem, na ile to zasługa nowego roweru, a na ile jej samej, ale w czasie tych 2 dni dzielnie prawie wszystko zjeżdżała.




Przejechane: 34.22 km
w tym teren ~32.00 km

Czas: 03:23 h
Średnia: 10.11 km/h
Maksymalna: 37.10 km/h

Spontaniczny Superflow

Piątek, 26 lipca 2013 | Komentarze #0

Kolejny wyjazd z cyklu "nic nie planowałem, a wyszło jak zwykle". To że jadę wyszło na jaw 2 dni wcześniej. Przygotowywanie bagażnika dachowego na pałę, pakowanie na pałę...

Siwy z Izką balowali już 2 dni wcześniej przy okazji odkrywając, że kwatera, którą sobie zaklepaliśmy jest, delikatnie mówiąc, do luftu. Na szczęście znaleźli nową - czystą, przytulną, z radośnie bzykającą się fauną tuż za oknem.
Ja dojechałem w czwartek późnym wieczorem z Adamem i Marysią. Podróż wcale nie była tak straszna, jak było to zapowiadane, a i jak śpiewali (tak! Adamowi też się zdarzyło!) wcale tak bardzo uszy nie bolały. :)

Dzień pod znakiem Rychlebskich Ścieżek. Zabraliśmy też Tomka-lokalesa. Było trochę błądzenia, żeby znaleźć bazę (przenieśli się), ale ostatecznie trafiliśmy. Objeżdżając ówcześnie okolicę próbując wymyślić czym jest kostel, przy którym mieliśmy skręcić. Jako bezbożnicy długo nie mogliśmy wpaść na to, że chodzi o kościół, ale ostatecznie jakoś dotarliśmy.

Udało się machnąć 2 pętle. Za pierwszym razem: Wales, Biskupsky, Velryba, Tajemny, Mramorovy, Sjezdy. Bardzo technicznie, dużo kamulców. Były single, były sekcje RTV i małego AGD. Dla każdego coś dobrego.
Za drugim: SUPERFLOW. Celowo napisane wielkimi literami. Faktycznie "super" i faktycznie "flow". 11km krzyżówki singla z pumptrackiem, kosmos! Gdyby nie uszy, to by się morda cieszyła dookoła głowy. Zwykle Siwy leciał pierwszy i mnie podpuszczał (skutecznie) do pościgu. Aż żal się było zatrzymywać, więc zdjęć niewiele.

Po zjechaniu na dół postanowiliśmy się posilić. Wtedy okazało się że zamówienie 3 piw i 3 párków v těstě na 3 osobne rachunki wcale nie jest takie proste. Ostatecznie jeden odszedł od baru z 2 piwami i jednym parkiem, drugi z 2 parkami, a trzeci (czyli ja) z brakującym piwem. :)

Wracaliśmy do Polandii w klimacie pogrzebowym. Nie wiem, jak tam Siwy z Izką, ale u nas wyglądało to tak, że leżały 3 śmierdzące trupy, klima nadawała chłodniczy, trupiarski klimat i tylko kierowca karawanu trzymał fason.





Marcin wybrał kiepski moment na tańce © Raven


Bramka wjazdowa na SuperFlow © Raven


Nowe wcielenie Michaela Jacksona © Raven

Tomek aka Tobo © Raven


A i zapomniałbym, że Siwy z Izką kilkakrotnie boleśnie jęczeli z powodu niedopasowania. Cóż, jak widać na załączonych fotografiach rozmiar ma znaczenie i nie zawsze większy znaczy lepszy. ;)
Problem z rozmiarem © Raven

Problem z rozmiarem, podejście drugie (ze wsparciem) © Raven


HZ=30%
FZ=19%
PZ=13%




Przejechane: 34.94 km
w tym teren ~15.00 km

Czas: 01:52 h
Średnia: 18.72 km/h
Maksymalna: 36.63 km/h

Kiedy kurierzy mówią, że im mało...

Wtorek, 17 kwietnia 2012 | Komentarze #0

Ja wreszcie znalazłem trochę czasu i złożyłem Poisona do kupy, Gabriel dostał nowy hamulec i zachciało mu się testować i tak to się zaczęło. Dołączył do nas Damian (wprost z ostatniego kursu) i ustawiliśmy się o 20 na Placu Wolności z zamiarem podboju lasu.
Nie obyło się bez przygód jeszcze w mieście (rozkopana ul. Łagiewnicaka i błotne kałuże bez dna). Przez las cisnęło się przyjemnie, pulsak pikał sobie radośnie, jako elektroniczny kaganiec, co bym nie przeholował i na drugi dzień był w stanie pracować. Uzbrojeni w spory zapas światła (2x nonamowa, mocna latarka na CREE (Gabriela) + moja Bocialarka i czołówka oślepialiśmy napotkanych przerażonych przechodniów.

Ręczna zmiana biegów (poważnie..) © Raven

Potwór z ulicznych bagien był bezlitosny © Raven

"Przy ziemi cieplej" - stwierdził. (a wówczas było ZERO stopni) © Raven

Zamiast filmów wyszła ziarnista sieczka, ale nie zaszkodziło poeksperymentować. © Raven

Wyjazd przyjemny, trzeba się tak ustawiać częściej, poza miastem, poza pracą.

HZ = 24%
FZ = 63%
PZ = 12%

P.S. Szacun dla Damiana: cisnął za nami równo, na sztywnym, ciut zdezelowanym (nie czarujmy się, sprzęt w mieście, w tym przez całą zimę, służy dzielnie) rowerze, do tego w krótkich spodenkach. Brrrr... :D




Przejechane: 65.13 km
w tym teren ~0.00 km

Czas: 02:28 h
Średnia: 26.40 km/h
Maksymalna: 58.61 km/h

Bo nocą dobrze jest pojeździć po gładkim

Wtorek, 2 sierpnia 2011 | Komentarze #0

Wracając z pracy zadzwoniłem do Cebera:
-Ciepła noc, wiatru brak, kręcimy coś?
-No baa.. Pewnie, że kręcimy!

Ustalenie godziny, powrót do domu, przebieranka, zmiana roweru i wio.
Łódź - Pabianice - Rzgów - Stróża - Andrespol - Łódź

HZ = 20%
FZ = 44%
PZ = 25%




Przejechane: 100.56 km
w tym teren ~0.00 km

Czas: 03:51 h
Średnia: 26.12 km/h
Maksymalna: 48.84 km/h

Service Day z grubszą domieszką szosowej rypanki

Wtorek, 26 lipca 2011 | Komentarze #4

Słonecznie i ciepło, ale po deszczowej nocy do lasu raczej nie ma po co się zapuszczać, tym bardziej, że dzień wcześniej doprowadziłem sprzęt do stanu olśnienia. Dzisiaj serwisowa kontynuacja, tyle, że z asfaltowcem. Zakupiwszy ówcześnie smar do łańcucha i odpowiednią spinkę pierwszy raz dokładnie wyczyściłem mu napęd, włącznie z szejkowaniem łańcucha.
Jako, że i tak byłem już uwalony, a Taksówka od jakiegoś czasu dosłownie piszczała, że z tylnym hamulcem u niej coś nie tak, to i tam zajrzałem.

Przed i po: czyszczenie napędu © Raven

EDIT i dogrywka:
Zdzwoniłem się ze Szczepanem. "Za pół godziny u mnie." - usłyszałem. OK. Na miejsce docieram z lekkim poślizgiem.

Godzina 18:24. Kierunek: Łódź - Zgierz - Stryków - Brzeziny - Łódź.

Jest to dalsza część naszej poprzedniej trasy. W planach przejechanie całości na raz + przebicie się jeszcze do Rzgowa. Whatever.

W drodze do Zgierza już było "ciepło": mały korek do ominięcia, a potem szarża pomiędzy TIRami. Nie wiedziałem, że da się takie cuda wyczyniać, ale jak widać Szczepan ma w tym wprawę. Dalej bez większych niespodzianek.

Przed Strykowem zaczyna kropić. Miałem wrażenie, że pakujemy się prosto pod chmurę, ale na szczęście jej oberwania nie uświadczyliśmy.

Przed Brzezinami (jak się później okazało spory kawałek przed nimi - myśleliśmy, że będzie bliżej) stoi Policja i.. łapie nas na ręczny radar! :D Porównując werdykt sympatycznego policjanta ze wskazaniem licznika stwierdzam, że ich urządzenia pomiarowe przekłamują o kilka km w dół (lepiej dla tych łapanych).

Brzeziny. Kropi coraz mocniej i tak już pozostaje aż do Łodzi. W międzyczasie zatrzymujemy się na stacji paliw po dopalacze (Snickers dla mnie, Lion dla Sławka).

Do Łodzi dojeżdżamy już po ciemku, ale za to na sucho i.. nielegalnie. Dlaczego? Wjeżdżając do Łodzi, na dwupasmowej ul.Brzezińskiej, koło centrum handlowego M1 widzimy nasz ulubiony znak B-9, czyli "Zakaz wjazdu rowerów". To którędy do kur** nędzy mamy dalej jechać?! Teleportować się na drugą stronę (przejazdu niet) na jakiś wytwór z kostki fazowanej oznaczony jako droga wspólna dla rowerów i pieszych? Pozostawiam bez dalszego komentarza.

Żegnam się ze Sławkiem, dokręcam jeszcze kilka kilometrów i dojeżdżam do domu z 5-cyfrowym (w tym przecinek ;)) przebiegiem.

HZ = 13%
FZ = 26%
PZ = 59%




Przejechane: 66.11 km
w tym teren ~0.00 km

Czas: 02:30 h
Średnia: 26.44 km/h
Maksymalna: 63.59 km/h

Około-łódzkim tropem zachodzącego słońca

Piątek, 15 lipca 2011 | Komentarze #1

Zapytałem Sławka, czy nie chce się gdzieś dzisiaj przejechać. Miał się odezwać, jak coś. Dał znać o 18, że tak. Teren, czy asfalt? Asfalt, bo nie ma opon. No to crossówka w ruch. Biorąc pod uwagę moją delikatną kontuzję nie planowałem długiej jazdy, ale ten zaczyna kierować się w stronę Pabianic. Po chwili wszystko było jasne: kręcimy Łódź-Pabianice-Konstantynów-Aleksandrów-Zgierz-Łódź.

Do Kostantynowa szarówka, kropi, do tego strasznie wieje prosto w mordę. Taka aura nie napawa optymizmem.

Uśmiech na mej twarzy pojawia się, gdy zasmakowałem "podpięcia się" pod TIRa na cienkich oponkach. To jest power.. Kawałek sobie tak leciałem w ciepłym podmuchu, Szczepan odpadł, bo trzymał się za daleko i zgubił tunel. Odpuściłem przy niecałych 64km/h i to bynajmniej nie z powodu utraty mocy, tudzież przełożenia, lecz istnej burzy piaskowej ciągnącej się za wielką szafą (asfalt gładki jak stół, ale trafiłem na usypany piachem kawałek).

W Aleksandrowie normalnie, legalnie pakujemy się z rowerami do Biedronki, niczym z wózkami na zakupy. Ku mojemu zdziwieniu nikt nawet nie mrugnął okiem.

Dalej już z wiatrem. Przed Zgierzem podziwiamy piękny zachód słońca, który naturalnie uwieczniłem na zdjęciach.

Ze Zgierza już droga do domu prosta, powrót trochę dookoła (dłużej, ale za to mniej mnie wytrzęsło). Fajna spontaniczna wycieczka. Loggera nie wziąłem, ale w sumie trasa bez udziwnień, w większości drogami wojewódzkimi.

Tankowanie, czyli czekolada z płatkami ryżowymi + izotonik 'made for Biedronka' © Raven





HZ = 16%
FZ = 31%
PZ = 49%




Przejechane: 117.56 km
w tym teren ~70.00 km

Czas: 06:32 h
Średnia: 17.99 km/h
Maksymalna: 55.05 km/h

Zielone zaliczenie

Sobota, 9 lipca 2011 | Komentarze #4

"Jutro zielony szlak w PKWL, miejsce i czas zbiorki do ustalenia, wchodzisz w to?"
SMSa o takiej treści dostałem w piątek rano od Xanagaza. Po krótkiej weryfikacji, czy mam być tego dnia w pracy odpowiedziałem, że wchodzę.

Nazajutrz, na miejscu zbiórki stawiam się ja, Xanagaz i spóźniony Silenoz. Dołącza też do nas przypadkowo spotkany niejaki Piotrek (jak się później okazało, w połowie wycieczki musiał zawrócić).

Nie byłbym sobą, gdybym, nie napomknął o pewnej nieprzyjemnej rzeczy, a mianowicie sytuacji pod znanymi łódzkimi kasztanami, gdzie to się umówiliśmy. Jako, że była to godzina 10, w sobotę, tak więc jak zwykle zbierają się tam lokalne koksy na trening. Jak się pojawiłem około 9:50 na miejscu było bodajże 2. Przez 10 kolejnych minut zebrało się ich ze dwudziestu, a przywitał się... jeden! Reszta tylko patrzyła z pogardą na "tych z innej bajki". Teraz czas na pointę: byli to szosowcy.. Nie lubię wrzucać wszystkich do jednego worka (bo zawsze znajdą się wyjątki), ale do większości "asfaltowców" mam po prostu awersję biorąc pod uwagę, jak bardzo są zadufani w sobie i swoich błyszczących karbonowych, pozłacanych, (etc, etc..) zabawkach. Nie pisałbym tego, gdyby to był pierwszy raz, ale taka sytuacja spotkała mnie już kilkakrotnie, co jest właściwie nie do pomyślenia w środowisku MTB. To jest norma, czy tylko w Łodzi tak jest?
To tyle tak na marginesie, oczywiście nie chcę tutaj nikogo urazić oraz szufladkować, bo zdaję sobie sprawę, że nie wszyscy są tacy sami. Peace, love & understanding. No.. Może z małymi wyjątkami.

Wracając do wycieczki: ruszamy. Kierunek: Kaloryfer, a na nim Triss. W kompletnym składzie, uzbrojeni w 2 mapy i GPS ruszamy na podbój zielonego szlaku, miejscami dosłownie zapomnianego, lecz to tylko dodawało fun'u całej eskapadzie, gdyż urozmaicało ją o przeprawy przez bagna/gęste pola/zarośnięte lasy.
Całość ze szczegółami opisał Tomek:
http://xanagaz.bikestats.pl/530842,Zielony-szlak-i-inne-atrakcje.html
Ja tylko uzupełnię to o małą relację foto.

Odwrotu nie ma, tak więc przejść jakoś trzeba © Raven

Bo domowe żarcie to podstawa: ryż z serkiem © Raven

Heroiczna wspinaczka, bo nie chciało się iść dookoła © Raven

Smarowane oliwą z pierwszego tłoczenia © Raven

Wesoło przez pole... © Raven

...i trochę mniej wesoło © Raven

Tajemne metody komandosów: wiązanie włosów zbożem © Raven

"Gdzie dalej?" "Jak to gdzie? Prosto!" © Raven

Zasłużona wyżerka © Raven

Trochę wody dla ochłody © Raven

Jak nie ma gdzie umyć, to trzeba wywietrzyć :P © Raven

Twierdził, że nie przejdzie - zmienił zdanie na widok obiektywu © Raven

Finalne grillowanie © Raven


Zielony szlak zaliczony!

HZ=45%
FZ=31%
PZ=10%

P.S. Myślałem, że to ja jestem marudny, ale poznając Silenoza poczułem się dowartościowany. :D




Przejechane: 33.85 km
w tym teren ~14.00 km

Czas: 01:30 h
Średnia: 22.57 km/h
Maksymalna: 43.92 km/h

Po czym poznać debili?

Czwartek, 30 czerwca 2011 | Komentarze #0

odp:
Po tym, że jak jest pod górę, to przyśpieszają.
To taka wspólnie wydumana pointa tego krótkiego, ale treściwego wyjazdu ze Szczepanem. Szybka akcja. 18:45 dostaję telefon, 19:15 jestem na miejscu zbiórki, plan jest, żeby o 21 być w domu. Czasu niewiele, więc daleko się nie zapuszczaliśmy. Klasycznie, singiel na niebieskim i trochę zielonego. W kwestii tempa miało być lajtowo, a wyszło jak zawsze. :P

HZ = 21%
FZ = 34%
PZ = 43%

//W planach była jeszcze nocna runda asfaltowa z Ceberem, ale ten pół godziny przed czasem pokapował się, że jutro rano musi iść do pracy...




Przejechane: 59.15 km
w tym teren ~17.00 km

Czas: 02:44 h
Średnia: 21.64 km/h
Maksymalna: 50.06 km/h

Manewry (przeciw)lotnicze

Środa, 22 czerwca 2011 | Komentarze #0

Ceber, Inimicus i ja. Spontanicznie. Kierunek: Rudzka Góra. Najpierw uphill (3/4 podjechane, dalej się nie dało, więc z buta) pogadanka i czas na downhill. Wybraliśmy najłatwiejszą technicznie (tylko pozornie) ścieżkę, którą zaproponował Kuba. Nie chciał jechać pierwszy, bo twierdził, że będzie nas spowalniał hamując, ale go przekonaliśmy, że poczekamy chwilę. Pojechał, potem ja, a za mną Maciek. Początek fajny, więc dokręciłem, potem chwila grozy na piaskowym zakręcie. Ostro się zrobiło za nim, w kamienistych koleinach. Prędkość spora, przyczepność minimalna, hamowanie nie ma większego sensu, a może tylko pogorszyć sprawę. Zbliżał się kolejny zakręt i wyjście miałem jedno: w ułamku sekundy wybrać miejsce poza trasą, w którym będzie w miarę miękkie lądowanie. Niestety nim się namyśliłem już szybowałem prosto w wielkie krzaczory. :/ Ale było mega! :D W tym czasie z dołu zaczął nas nawoływać Kuba, już nawet zawrócił i słyszymy z góry donośne "KUR*AAAAAA!" - jak się później okazało Maciek miał mniej szczęścia i zakręt wcześniej wylądował w pokrzywach. :D
Kuba poprowadził nas jeszcze rundką po okolicznym lesie i na koniec podjazd (podobno niepodjeżdżalny). Oczywiście podjechaliśmy. Wnet za nami pojawił się z językiem na wierzchu nasz przewodnik i ostatnim tchem rzekł:
"A teraz jeźdźta se kur** gdzie chceta!"
Chwila odpoczynku (tj. wyżerki dla małych latających wampirów), powrót do cywilizacji i się rozdzielamy. Kuba wraca do domu, a my z Maćkiem lecimy jeszcze do IKEI na hot-dogi (wcześniej urządzając sobie małą szarżę na podziemnym parkingu Portu Łódź) i na lotnisko by objechać je już bez większych niespodzianek.

Powiadam Wam, Polibuda jest tam! © Raven

Odzyskiwanie kontroli w toku © Raven

Awaryjne lądowanie po niekontrolowanym locie © Raven

Wyżerka dla gigantycznych komarów © Raven



HZ = 28%
FZ = 35%
PZ = 31%




Przejechane: 59.41 km
w tym teren ~30.00 km

Czas: 03:01 h
Średnia: 19.69 km/h
Maksymalna: 54.47 km/h

Rekreacja z rozlewem krwi

Wtorek, 21 czerwca 2011 | Komentarze #2

Celince udało się wyciągnąć Inimicusa na rower, tak więc postanowiłem się podłączyć do wycieczki. Takie tam kręcenie się po lesie i nie lesie, "niebieski", górka w Dobrej etc. Potem pojawił się Szczepan ze swoim nowym, niestrzelającym rowerem (a właściwie to nową ramą, bo reszta klamotów z przeszczepu). Zostaliśmy we dwóch, bo reszta się rozjechała, więc jeszcze małe kółko na zielony i do "wąwozów".
OK, a gdzie tu krew? A no na wspomnianych wąwozach, na jednym podjeździe z hukiem strzelił mi łańcuch z blatu i wyrżnąłem w coś kolanem. Do końca nie wiem, co to było, ale biorąc pod uwagę kształt dwóch "dziur" w lewym kolanie obstawiam albo cyngle manetki, albo pedał.

No to dalej z buta © Raven

Kuba się UŚMIECHA! :O © Raven

Nowa zabawka pechowego Sławka © Raven

"Geometria ram, alu-śrubki, waga lakieru.. pff.. a niech se pogadają.." © Raven

"Nadal krzywo! Jeszcze 0,5mm w lewo!" © Raven



HZ = 44%
FZ = 25%
PZ = 17%