Jeżdżę, więc jestem.


avatar Niniejszy blog rowerowy prowadzi Mateusz vel. Raven, który z pofabrycznej Łodzi pochodzi. Od początku 2009 roku (od kiedy prowadzi tutaj statystyki) przejechał 28483.21 kilometrów, w tym 4325.30 po wertepach. Jeździ ze średnią prędkością 19.69 km/h.
Inne informacje znajdziesz tutaj.
button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl

Znajomi na Bikestats

Mój Skype

Mój stan

Ujeżdżany sprzęt

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Raven.bikestats.pl

Archiwum


Przejechane: 9.03 km
w tym teren ~0.00 km

Czas: 00:45 h
Średnia: 12.04 km/h
Maksymalna: 25.51 km/h

SLM, czyli Szlakiem Latarń Morskich - dzień 0

Niedziela, 5 sierpnia 2012 | Komentarze #5

Wyjazd taki chodził mi po głowie od dłuższego czasu, tylko nie mogłem znaleźć drugiego chętnego. W końcu się udało. Motyw prosty: przejechać polskie wybrzeże jak najbliżej morza i zaliczyć wszystkie latarnie po drodze.
No i stało się.


Po perypetiach z pakowaniem (czyli jak się spakować na 2tyg. w plecak 30l, w tym narzędzia i jedzenie) rano byliśmy umówieni nieopodal dworca Łódź Żabieniec. W tym miejscu pewnie niektórzy popukają się w głowę czytając o plecaku i zadadzą pytanie "Dlaczego nie sakwy?", prawda? A no dlatego, że po analizie terenu, w który zamierzamy jechać przyjęliśmy założenie, że sakwy są be (jak się później okazało - słusznie). A poza tym miałem fulla (do którego sakw nie założę) i mocne plecy. ;)

W Łowiczu godzina czasu na przesiadkę, tak więc z braku laku wzięliśmy się za krótkie zwiedzanie. Trójkątne rynki i takie tam bzdety. Jadąc przez pchli targ przypomniało mi się, że nie wiąłem z domu głupiej łyżeczki (no bo czym zjeść chociażby jogurt?). Nigdy bym nie pomyślał, że pierwszym zakupem na tym wyjeździe będzie właśnie łyżeczka. :)

Wsiadamy w kolejny, docelowy już pociąg. Podróż rozpoczęła się od małego rowerowego cyrku, gdyż nie tylko my z bicyklami nad morze się wybieraliśmy. Była okazja, by wykazać się siłą i zdolnościami akrobatycznymi, ale, ku uciesze innych podróżnych, jakoś przenieśliśmy swoje rowery przez wąski korytarz pociągu. Ponad kilkoma innymi rowerami...
Z Łowicza do Wolina (Wolinu?) podróż odbyła się bez niespodzianek, jedynie pogoda sukcesywnie się psuła. Na miejsce docieramy w regularnym deszczu. Niewiele myśląc opakowaliśmy się odpowiednio i ruszyliśmy na poszukiwanie obczajonego wcześniej szkolnego schroniska. Z drobnymi problemami, ale trafiliśmy. Było koło godziny 16, a tam kartka, że czynne od 17. Miodzio. Przynajmniej na głowę się nie lało, bo był daszek nad schodami. I tak oto czekaliśmy sobie dobrą godzinkę w towarzystwie.. Wikingów! Skąd tam Wikingowie? A no mieli właśnie swój zlot i spali tam, gdzie my spać zamierzaliśmy.

Kierowniczka całego interesu pojawiła się punktualnie. Przyjęła nas bardzo "profesjonalnie", chłodno rzekłbym. Werdykt brzmiał "18zł od głowy", więc zostaliśmy. Łóżko jest (w damskiej szatni), prysznic jest (obok damskiej szatni), gniazdko również. Tyle, że w gniazdku nie było prądu, choć podobno być powinien. Po krótkim dochodzeniu z mojej strony i nielegalnym gmeraniu w skrzynce z bezpiecznikami prąd przywrócić się udało.

Przy wypakowywaniu Marcin miał ze mnie ubaw, bo z bukłaka pociekło mi na łóżko.

Przestało padać. Spacerek po Wolinie, kebab w ramach szybkiej obiadokolacji, zakupy w Biedronce, kilka rundek w ping-ponga (do dyspozycji mieliśmy pełen sprzęt) i lulu.
Od jutra ruszamy na bój!

Praktyczna pamiątka z Łowicza © Raven

Łowicz, a w tle trójkątny rynek starego miasta © Raven

Konduktor miał minę nietęgą, lecz większych uwag nie było © Raven

Druciane koszyki są bardziej uniwersalne pod względem wielkości trzymanej butelki © Raven

W oczekiwaniu na otwarcie schroniska - przynajmniej na głowę się nie lało © Raven

Nam tam pasowało, tylko kobiet akurat nie było :/ © Raven

Odnalazłem zaginiony prąd © Raven




Komentarze
Raven
| 21:55 niedziela, 30 września 2012 | linkuj Mów co chcesz, ale Desperados Red jest spoko. W sumie to Warka Radler też jest dobra, o ile jest dobrze schłodzona.
Tak wiem, odbiegam od standardów, ale wcale nie czuje się z tego powodu mniej męsko. :P

A tak btw, Desperados, i owszem, jest piwem, tyle, że aromatyzowanym. Wspomniana Warka również, choć to już inny kaliber: pl.wikipedia.org/wiki/Radler :P
marysia
| 21:22 niedziela, 9 września 2012 | linkuj Hehe Iza jaka znawczyni męskiego piwa :P
izka
| 21:07 piątek, 7 września 2012 | linkuj Bo to nie piwo :)
To prawie tak samo jakbyś pił Warkę Radler :D:D:D
Raven
| 20:23 piątek, 7 września 2012 | linkuj A co jest niemęskiego w czerwonym (notabene dobrym) Desperadosie? :P
izka
| 06:39 wtorek, 4 września 2012 | linkuj Bardziej męskiego piwa w Łowiczu nie było ?
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!