Jeżdżę, więc jestem.


avatar Niniejszy blog rowerowy prowadzi Mateusz vel. Raven, który z pofabrycznej Łodzi pochodzi. Od początku 2009 roku (od kiedy prowadzi tutaj statystyki) przejechał 28483.21 kilometrów, w tym 4325.30 po wertepach. Jeździ ze średnią prędkością 19.69 km/h.
Inne informacje znajdziesz tutaj.
button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl

Znajomi na Bikestats

Mój Skype

Mój stan

Ujeżdżany sprzęt

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Raven.bikestats.pl

Archiwum


Przejechane: 22.15 km
w tym teren ~0.00 km

Czas: 01:40 h
Średnia: 13.29 km/h
Maksymalna: 43.15 km/h

SLM - epilog: Krynica Morska - Braniewo

Czwartek, 16 sierpnia 2012 | Komentarze #4

Wstaliśmy wcześnie, zrobiliśmy zakupy, zjedliśmy śniadanie i w deszczu popędziliśmy, żeby zdążyć na statek do Fromborka. Takie fajne zwieńczenie całej wyprawy i pożegnanie z wielką wodą. :)
W połowie drogi ładnie się rozpogodziło, we Fromborku słoneczko już przyjemnie grzało.

Na miejscu odkryliśmy, dlaczego internetowa szukajka nie chciała powiedzieć nic na temat stacji kolejowej we Fromborku. A no dlatego, że jest ona zabita dechami (dosłownie), a tory zarosły trawą. :P

Po analizie mapy pozostało pojechać do Braniewa oddalonego o 10km. Jeszcze we Fromborku zahaczyliśmy o Muzeum Mikołaja Kopernika. Zamek, kościół, wieża widokowa, planetarium.. Full service. Bardzo sympatyczne miejsce, chętnie tam wrócę, żeby chociażby zwiedzić wspomniane planetarium.
Pstrykając tak sobie ciut lipne zdjęcia komórką wspomniałem swojego Lumixa i pomyślałem: "A może się uda?". Wygramoliłem go z plecaka, po czym włączyłem i.. zrobiłem piękne ostre zdjęcie krzycząc przy tym z zachwytu. :D
O co chodziło - nie wiem. Dzień wcześniej cały czas woda lała się z nieba - może wilgoć mu zaszkodziła, po czym w nocy odparowała? Ciężko powiedzieć. Od tamtej pory do chwili pisania tego tekstu aparat działa bez zarzutu.

W drodze do Braniewa zdążyliśmy się jeszcze pochapać, bo tamten uparcie wlekł się wąskim chodnikiem mimo prostej i pustej asfaltowej drogi.
Na miejscu najpierw ruszyliśmy w kierunku stacji, co by sprawdzić, czy ta również nie jest zabita dechami. Owszem: jest, ale pociągi jeżdżą. Odjazd za godzinę, postanowiliśmy coś zjeść. Pierwszą myślą była pizza, lecz takowej znaleźć się nie udało. Znaleźliśmy za to kameralną Naleśnikarnię (U Jadzi bodajże). Ceny przystępne, naleśniki z prawie półmetrowej patelni, dodatków nie szczędzą. Obżarliśmy się, jakbyśmy naleśników nigdy nie widzieli. :D Szczerze polecam, jakby kogoś tam przywiało.

Po dowleczeniu się z powrotem na stację cierpliwie czekaliśmy na pociąg. Gdzieś tam przeleciał wielki towarowy skład (ciągnięty przez buchającą dymem lokomotywę) opisany cyrylicą.
Gdy było 5min do odjazdu, w naszych głowach zapaliła się lampka z napisem "niepokój". Godzina z rozkładem się zgadza, peron również, a pociągu ni ma. 2 tory dalej, na drugim peronie stało coś na kształt naszych łódzkich tramwajów PESA, tyle że większe. Nijak mi to nie pasowało do "PKP Inter Regio" kojarzącego się ogólnie ze starymi, obdrapanymi "ogurasami". No ale Cinek poszedł tam, żeby dla pewności zapytać. 30 sekund później widziałem, jak biegnie z powrotem o mało nie gubiąc przy tym nóg. Dla mnie komunikat był jasny: "dzida, bo nam pociąg odjedzie!".
W międzyczasie zorientowałem się, że na tym zadupiu nie ma nawet trakcji, a pociąg, który będzie nas wiózł jeździ na ropę.
W środku czyściutko, pan konduktor sympatyczny, gadka szmatka. Spalinowy skład sunął, a z głośników leciały zapowiedzi kolejnych stacji. Powiało Europą.

W Elblągu przesiadamy się w kolejne "Regio". Tu już trakcja jest, więc jest także dobrze znany stary i obskurny, brudny i wysprejowany "oguras". I jest szemrane towarzystwo w ostatnim wagonie. Parafrazując: "Wrzeszczą, piją, lulki palą." :/ Jakoś przeżyliśmy.

W Tczewie czekała nas kolejna przesiadka, tym razem już na pociąg docelowy. Udaliśmy się do kasy, wyrecytowałem co i jak (taki i taki pociąg, taka i taka godzina, taki i taki bilet + rower), po czym pani z okienka się zamyśliła, popatrzyła w rozkład, zmarszczyła czoło i rzekła:
-Z rowerem to nie da rady!
O_O Nogi się pode mną ugięły.
-Ale jak nie da rady?!
-Bo to jest pociąg "R", czyli rezerwowany i z rowerem nie da rady. Żebym chciała, to nie mogę panom biletów sprzedać.

No i co teraz? Pani popatrzyła, poklikała i wyklikała połączenie przy którym w domu bylibyśmy (jeśli dobrze pójdzie) jakoś po 8 rano, wliczając w to kilkugodzinne koczowanie na dworcu. Widząc przerażenie w naszych oczach poradziła, żeby udać się do kierownika pociągu, dobrze zagadać, powiedzieć co i jak. Jeśli pociąg nie będzie zapchany, a konduktor okaże się człowiekiem, to może nas weźmie, ale to od niego zależy.
Tak też zrobiliśmy.

Pociąg się pojawił i standardowo w planach były 2min postoju. Dorwaliśmy 1go konduktora, który nas spławił twierdząc, że on kończy pracę. Dorwaliśmy więc drugiego, po czym w 30 sekund streściliśmy całą sytuację robiąc przy tym smutne minki i maślane oczy. Ten ściągnął 3go konduktora i zaczęła się dyskusja kto ma ile ludzi "na składzie". My jeszcze dodajemy, że możemy siedzieć gdziekolwiek, byle pojechać, ktoś tam inny już gwiżdże, że czas odjeżdżać. Temperatura rośnie, panika również. W końcu zmiękli i wpuścili nas do przedsionka tuż przed kuszetką. I tam koczowaliśmy przez kolejne kilka godzin (dostając na każdym postoju drzwiami w d**ę), żeby ostatecznie wysiąść w Łodzi.

W pociągu też było wesoło. Gdynia - Zakopane, czyli przez całą Polskę, ludzie wracają z wakacji, inni na nie jadą, tyle, że w góry. Około godziny 20 wagon sypialny zostaje zamknięty, a reszta składu zamienia się w jedną wielką libację i pielgrzymki nawalonych (acz wesołych i przyjaznych), którzy widząc nasze sprzęty tuż pod drzwiami klopa twierdzili, że się zleją, nim dotrą przedział dalej.
Ewenementem był gość na oko lat 20-kilka, dredy, kozia bródka, kolczyk w brwi. Przymaszerował do nas chwiejnym krokiem taszcząc 5-litrowy baniak cytrynówki niewiadomego pochodzenia i nagabywał, żebyśmy się z nim napili. Po długich negocjacjach i odrobinie ściemy udało się go spławić. A potem jeszcze raz. I kolejny. Bo wracał kilkakrotnie i zawsze zapominał, że już u nas był i że "nie pijemy, bo prowadzimy". ;)
Dorwał nas jeszcze w Łodzi, w momencie wysiadania z pociągu. Z resztą chyba wszyscy mieszkańcy okolic Łodzi Żabieńca słyszeli jak nas na odchodne pozdrawiał. :D





PKP Frombork pozdrawia © Raven

Pierwsze zdjęcie po zmartwychwstaniu aparatu. :) © Raven

Kościół? Katedra? W Muzeum Mikołaja Kopernika. © Raven




Port we Fromborku © Raven

Muzeum Mikołaja Kopernika - widok na dziedziniec © Raven

Tymbark podnosi morale © Raven

Pyszne i tanie naleśniki © Raven

A co mi tam - zrobię małą reklamę :) © Raven

PKP Braniewo - legenda głosi, że kiedyś stacja ta tętniła życiem © Raven


Żeby zrozumieć musiałem przeczytać 2 razy. Gwoli ścisłości: przez tą stację przejeżdża może 1 pociąg na godzinę © Raven

Inter Regio? Jak widać cuda się zdarzają. © Raven

Zamek w Malborku widziany z okna pociągu © Raven

Grunt, to pozytywne nastrajanie podróżnych © Raven

Cinek oddał się lekturze. Chociaż nie wiem, czy bardziej nie interesowały go obrazki. © Raven

Mnie już czytać raczej się nie chciało ;) © Raven

I tak oto zakończyła się nasza wyprawa. Nie obyło się bez niespodzianek, jednych pozytywnych, innych mniej. Naprawdę fajnie spędzony czas, złamany został stereotyp płaskiego jak stół i nudnego, z rowerowego punktu widzenia, wybrzeża. No i najważniejsze: zdobyliśmy wszystkie rodzime latarnie morskie.

Teraz pozostaje tylko złożyć wniosek o srebrną odznakę BLIZA, z łezką w oku przeglądać zdjęcia i kombinować: co fajnego można by zrobić w przyszłym roku? Co by nie było, zapewne również będzie to tu opisane.




Komentarze
Raven
| 21:40 niedziela, 30 września 2012 | linkuj Nie idzie go nijak ominąć, tylko trza się bawić w kilka przesiadek. Innej opcji nie ma. Jak dla mnie bzdurą jest, że w takim dalekobieżnym pociągu nie ma choćby jednego głupiego wagonu przystosowanego do przewozu rowerów. :/

Wow, to dobra jesteś, skoro przeczytałaś to wszystko. :D
alkor
| 21:34 niedziela, 30 września 2012 | linkuj Ten pociąg ciężko ominąć jeżeli leci się w okolice m.in. Tatr, Niskiego, Sądeckiego, Bieszczad. a nie chce się mieć pięciu przesiadek. Na piesze wyprawy nie jest to problem, ale jak widać na rowerowe już tak... gorzej, że to całe ''R'' ma się rozprzestrzeniać.

A przez to, że przerobiłam wszystkie relacje rozumiem dokładnie wszystkie- Jura, Skrzyczne, Sudety itd:D
Raven
| 21:29 niedziela, 30 września 2012 | linkuj Poniekąd była to nasza wina, bo nie dowiedzieliśmy się wcześniej co dokładnie znaczy magiczna literka "R" w rozkładzie. Teraz będę już pamiętał, że "R" = "omijać szerokim łukiem".

W tym roku to budżet wyjazdowy został już raczej wyczerpany. :(

Jak przerobiłaś wybrzeże, to polecam wypad do Szczyrku z pamiętną (albo raczej: niepamiętną...) kraksą z połowy lipca. :D
alkor
| 21:16 niedziela, 30 września 2012 | linkuj Też mi mi kiedyś przyszło tak sobie przy pociągowym miejscu odosobnienia z dwoma rowerami wędrować;]
Swoją droga pociąg Połoniny/Regle to mój główny wakacyjny środek transportu a dzięki Tobie mam odpowiedź na pytanie, które po ostatnim pieszym wypadzie w góry mi się nasunęło- ''jak będzie z przewozem roweru jak się te nieszczęsne rezerwacje pojawiły?''. Aczkolwiek wolałabym żeby ta odpowiedź była trochę inna...

Ps. Jedź gdzieś znowu bo mi się Twoje relacje bardzo dobrze czyta, a już wszystkie przerobiłam:P
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!