Jeżdżę, więc jestem.


avatar Niniejszy blog rowerowy prowadzi Mateusz vel. Raven, który z pofabrycznej Łodzi pochodzi. Od początku 2009 roku (od kiedy prowadzi tutaj statystyki) przejechał 28483.21 kilometrów, w tym 4325.30 po wertepach. Jeździ ze średnią prędkością 19.69 km/h.
Inne informacje znajdziesz tutaj.
button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl

Znajomi na Bikestats

Mój Skype

Mój stan

Ujeżdżany sprzęt

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Raven.bikestats.pl

Archiwum


Przejechane: 41.05 km
w tym teren ~30.00 km

Czas: 04:48 h
Średnia: 8.55 km/h
Maksymalna: 28.77 km/h

SLM - etap 5: Rowy - Łeba (piaszczysta masakra)

Piątek, 10 sierpnia 2012 | Komentarze #13

Dzień bez zalewania jest dniem straconym. źródło wody znajdzie się zawsze. Jeśli w nocy nie padał deszcz, to może być to np. ściśnięty ustnik od bukłaka. W namiocie potop.

Z samego rana wjeżdżamy do przeklętego Słowińskiego Parku Narodowego. Znaczy się w momencie wjazdu przeklęty jeszcze nie był, ale szybko się nim stał. Zapłaciwszy ulgowe 3zł za sam wstęp ruszyliśmy wgłąb usianego korzeniami i błotem lasu. Ja na fullu jechałem jak wielki pan, Marcin coś tam czasem pozrzędził. Dostaliśmy się tak do latarnii Czołpino, notabene chyba najgorzej usytuowanej z punktu widzenia rowerzysty (nie dość, że po piachu, to jeszcze stromo do góry).

Z latarnii było już widać coś, co w samym założeniu miało nas zabić, czyli Wydmę Czołpińską = ponad 1,5km spaceru po rozgrzanym, sypkim jak mąka piasku, w który wpadało się aż za kostkę, a kołem aż pod tarczę hamulcową. Opcje były 2: albo się przez to przedrzeć, albo nakładać niewiadomo ile kilometrów i objechać. Jak nie trudno się domyślić postanowiliśmy być twardzi.

Mijający nas turyści gubili w Wielkim Piachu uzębienie. Jedni pukali się w czoło, inni radośnie pozdrawiali i życzyli wytrwałości - różnie to bywało. O ile po płaskim jakoś się szło, tak gdy robiło się stromo pod górę, to zaczynały się schody. Tfu! A gdzie tam! Schody to bym wtedy błogowławił... Potym było z góry, co równało się z tym, że w piachu można było zgubić nogi. Tylko teraz co lepiej zgubić: nogi, czy rower? Na szczęście nic nie zgubiliśmy.

Wydma się skończyła, zaczął się las. Rzut jednym okiem na mapę, drugim okiem na GPS i chwila do namysłu. Do wyboru było albo paręnaście KM plaży, albo.. albo nie było innego wyboru. Ale była też jakaś polna droga. Znając życie z jednej strony musiał być kolejny wojskowy poligon, a z drugiej nie wiadomo co. Ale było po drodze, więc czemu nie spróbować? A no np. dlatego, że po parkach narodowych wolno poruszać się tylko wyznaczonymi szlakami, a ta droga bynajmniej do takowych nie należała. Co czeka niepokornych do końca nie wiedzieliśmy i chyba nie chcielismy wiedzieć. Ale zaletą owej drogi było to, że nie była usłana żółtym piaskiem. I tak sobie jechaliśmy i jechaliśmy do czasu, gdy ujrzeliśmy zaparkowanego białego Jeeppa z logo Słowińskiego Parku Narodowego na bocznych drzwiach. Wtedy Marcin dostał swoisty zastrzyk mocy, krzyknął "Spierd***my!" i ruszył do przodu aż się zakurzyło. Nie pytałem o szczegóły - pognałem za nim co jakiś czas oglądając się za siebie i nasłuchując odgłosów silnika.

Droga drogą, ale w końcu niespodziewanie się skończyła, a w jej miejsce zaczęła się dzicz. Kilkakrotnuie sarny (tudzież inna zwierzyna leśna) nam skakały parę metrów przed nosem. o.O Kontrolując azymut pobłądziliśmy trochę po lesie i wylądowaliśmy (a jakże!) w piachu. :| Dalej nie było się co pchać, zapadła decyzja, żeby dostac się do plaży. Tylko jak to zrobić przez wysokie wydmy? Znależliśmy jakieś obniżone miejsce i uważając, żeby nic nie niszczyć przedostaliśmy się do morza. Głupie uczucie, ale wtedy cieszyłem się, że jestem już na plaży. :) Na horyzoncie ani żywej duszy, raz tylko 3 gości na motorach przefrunęło wprost po plaży i znikneło w oddali. Zmęczeni zrobiliśmy sobie mały piknik. Marcinowi udało się nawet uwalić równiutki kawałek szyjki butelki (został pod kapslem), o czym na swoje nieszczęście dowiedział się dopiero, gdy napił się własnej krwi z rozciętej wargi.

Po pikniku nie było nic oprócz piasku i wody. I tak z 10km... Czasami na kilkaset metrów udało się na rower wsiąść, ale i tak większość czasu maszerowaliśmy. Przynajmniej nie padało, ale marna to pociecha. Wkrótce dogonił nas jakiś facet, który wkopał się prawie tak samo jak my, z tym, że jemu udało się jeszcze zmielić zapadki w wolnobiegu wypożyczonego roweru. Wyglądało to troche komicznie, gdy plażą maszeruje rosły gość, na twarzy ma mękę i wlecze starego górala, który na ramie ma wielki napis
WĘDROWIEC
:D No i to jest jeden z tych momentów, kiedy człowiek nie wie, czy ma się śmiać, czy płakać.

Jest zejście z plaży. Piach się kończy, zaczyna się rzeźnia małych krwiopijców (czyt: komarów). Po betonowych płytach docieramy do Łeby. U mmnie był już klasyczny tryb "wszystko jedno". Głodny, zły, zmęczony. Pojawiła się jakaś mizerna knajpka z dopiskiem Wolne Pokoje. Nie omieszkałem zapytać: 50zł. Podziękowałem. Chwilę po mnie Marcin poszedł ogarnąć kwestię jadłospisu i wrócił z informacją, że nocleg w śpiworach jest za 25zł. Jak? A no tak, że przypadkiem i niespodziewanie zwolnił się jakiś pokój i i tak stoi pusty. Bierzemy. Spłuczka w kiblu cieknie, czy prysznic był już przytkany, czy to my go zatkaliśmy piaskiem do końca nie wiem i nie chcę wiedzieć. Ogólnie czysto, na głowę się nie leje.

Wieczorem smażona rybka, zakupy i spać. A i jeszcze nas zlało.

Słowiński Park Narodowy na początku wyglądał niepozornie © Raven

W pewnym momencie zrobiło się trochę mrocznie © Raven

Przeprawa przez bagna. Tam cały czas leciał szlak turystyczny. Baa.. Szlak rowerowy. © Raven

Znowu rąbnął. Winę zgonił na piasek na betonie. © Raven

Latarnia Czołpino - już tylko kilkadziesiąt metrów! W pionie. © Raven


Na horyzoncie widać mordercę © Raven

Dalej na Flinstone'a © Raven

Radość mnie rozpierała. No powiedzmy. © Raven

Tablica informacyjna na wstępie do piekła, do którego zapewne trafiają niegrzeczni rowerzyści. Zwłaszcza szosowcy. © Raven


A na horyzoncie był piasek. Za nim też. © Raven


Skąd to się wzięło w sercu Słowińskiego Parku Narodowego - nie mam pojęcia © Raven

Szukamy wyjścia © Raven

Zdolniacha. Szkoda, że zorientował się PO tym, jak się napił. © Raven

Posiłek na spustoszałej plaży © Raven

Z jazdy, to by było na tyle © Raven

Tak może wyglądać plaża, kiedy nie depczą jej tysiące stóp © Raven

Towarzysz niedoli (polecam zoom na napis na ramie roweru) © Raven

Co by nie było monotonnie, tym razem na horyzoncie jest piach z kamieniami © Raven

Nareszcie jest wyjście! © Raven

Dzik. Jak gdyby nigdy nic pojawił się znikąd, niewzruszony ludźmi przeszedł przez drogę i zniknął w lesie. Cóż, jest u siebie. © Raven

Zaliczone latarnie:Czołpino
Łącznie: 9/15




Komentarze
alkor
| 19:53 piątek, 14 września 2012 | linkuj Czuję się uspokojona;]
Wiesz nie znamy się to wolałam się zabezpieczyć niż wyjść na okropną jędzę, która wlazła sobie na czyjś blog i bezczelnie gania, Bogu/bogom/czemu tam kto chce ducha winnego i na dodatek zagonionego, jego autora żeby wpisy robił:P
Raven
| 19:48 piątek, 14 września 2012 | linkuj Nie no, wyczułem wydźwięk, tylko odpowiedziałem, żeby nie było, że się obijam ot tak. :P
alkor
| 19:42 piątek, 14 września 2012 | linkuj Żeby nie było wątpliwości- tamta wypowiedź miała wydźwięk żartobliwy;]
Czekam sobie spokojnie na następne odcinki. Zresztą... to ponoć ważne żeby w życiu mieć na co czekać^^
Raven
| 19:37 piątek, 14 września 2012 | linkuj Co poradzić. Właśnie minął kolejny tydzień, kiedy nie miałem czasu nawet spokojnie zjeść. :/
alkor
| 18:09 piątek, 14 września 2012 | linkuj Ech, chyba niepotrzebnie ''chwaliłam'', że przerwy między odcinkami są znośne:P
Raven
| 20:16 piątek, 7 września 2012 | linkuj Ogólnie przez nawał pracy i innych zajęć mam trochę obsuwę z tymi wpisami, ale staram się to nadrabiać. Zbiera mi się już trochę tych kilometrów wypisanych na papierze, a nie chciałbym niczego zgubić. Na dzisiaj tyle. Zobaczę, jak jutro będzie z czasem.
alkor
| 20:12 piątek, 7 września 2012 | linkuj A dziękuję- chętnie skorzystam szczególnie, że jak widzę po już istniejącym kolejnym wpisie przerwy na reklamy miedzy odcinkami nie są długie i upierdliwe:]
Raven
| 19:41 piątek, 7 września 2012 | linkuj @QRT30: Opcji od dołu nie braliśmy w ogóle pod uwagę, bo szlakami byłby za duże koło, a poza szlakami baliśmy się właśnie bagien po pachy (pogoda była w kratkę). No i polecieliśmy najprostszą drogą. Teoretycznie najprostszą.

alkor: No to zapraszam dalej - wkrótce kolejne dni powyższej eskapady ujrzą światło dzienne. :)

Xanagaz: W Stilo byliśmy dzień później. Ale czerwony szlak w tych rejonach, fakt, daje radę.
Xanagaz
| 19:30 piątek, 7 września 2012 | linkuj Byłem tam na urlopie, w Sasinie. Byliście niedaleko, w latarni Stilo, fajne tereny do jazdy, czerwony szlak na skraju lasu :)
alkor
| 19:25 piątek, 7 września 2012 | linkuj Przywiało mnie tu z głównej- przeczytałam wszystkie opisy i pozostaje m niebyt elegancko podsumować- zajebisty motyw! PRZEFAJNY.
Jak sobie znajdę na tyle walnięte towarzystwo to chyba się wybiorę Waszymi szlakami:D
QRT30
| 19:21 piątek, 7 września 2012 | linkuj Fajna opcja to Jez. Łebsko od dołu ale tylko jak nie pada bo z Kluk poprzez Bagna Izbickie można się niezłe uwalić po pachy w bagnie.
Raven
| 19:14 piątek, 7 września 2012 | linkuj Na takie sprzyjające warunki trafiliśmy na odcinku Świnoujście - Międzyzdroje. Tylko wtedy w razie czego była alternatywa, a tutaj nie było zmiłuj.
QRT30
| 19:11 piątek, 7 września 2012 | linkuj Wydma Czołpińska to za karę ale odcinek plaży wzdłuż Jezior aŁebsko potrafi być czasami fajny, zero ludzi i przy sprzyjający warunkach można po piachu poruszać się z asfaltowymi prędkościami, niestety trafiliście że piach był grząski i wtedy to jest masakra. Pozdro.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!