Jeżdżę, więc jestem.


avatar Niniejszy blog rowerowy prowadzi Mateusz vel. Raven, który z pofabrycznej Łodzi pochodzi. Od początku 2009 roku (od kiedy prowadzi tutaj statystyki) przejechał 28483.21 kilometrów, w tym 4325.30 po wertepach. Jeździ ze średnią prędkością 19.69 km/h.
Inne informacje znajdziesz tutaj.
button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl

Znajomi na Bikestats

Mój Skype

Mój stan

Ujeżdżany sprzęt

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Raven.bikestats.pl

Archiwum

Wpisy archiwalne w miesiącu

Sierpień, 2012

Dystans całkowity:1495.81 km (w terenie 356.50 km; 23.83%)
Czas w ruchu:86:22
Średnia prędkość:17.32 km/h
Maksymalna prędkość:354.00 km/h
Suma podjazdów:848 m
Liczba aktywności:23
Średnio na aktywność:65.04 km i 3h 45m
Więcej statystyk

Przejechane: 89.63 km
w tym teren ~0.50 km

Czas: 04:16 h
Średnia: 21.01 km/h
Maksymalna: 43.40 km/h

Taxi - kurs 361

Czwartek, 30 sierpnia 2012 | Komentarze #0




Przejechane: 90.15 km
w tym teren ~0.50 km

Czas: 04:17 h
Średnia: 21.05 km/h
Maksymalna: 38.50 km/h

Taxi - kurs 360

Środa, 29 sierpnia 2012 | Komentarze #0




Przejechane: 76.72 km
w tym teren ~0.50 km

Czas: 03:54 h
Średnia: 19.67 km/h
Maksymalna: 34.30 km/h

Taxi - kurs 359

Wtorek, 28 sierpnia 2012 | Komentarze #0




Przejechane: 117.36 km
w tym teren ~0.50 km

Czas: 05:23 h
Średnia: 21.80 km/h
Maksymalna: 37.20 km/h

Taxi - kurs 358

Czwartek, 23 sierpnia 2012 | Komentarze #0

Kategoria >100km, Kurierka, Na twardo, Solo



Przejechane: 82.20 km
w tym teren ~0.50 km

Czas: 04:03 h
Średnia: 20.30 km/h
Maksymalna: 354.00 km/h

Taxi - kurs 357

Środa, 22 sierpnia 2012 | Komentarze #0




Przejechane: 97.40 km
w tym teren ~1.00 km

Czas: 04:48 h
Średnia: 20.29 km/h
Maksymalna: 40.60 km/h

Taxi - kurs 356

Wtorek, 21 sierpnia 2012 | Komentarze #0

Wracamy do szarej rzeczywistości.




Przejechane: 5.33 km
w tym teren ~0.00 km

Czas: 00:20 h
Średnia: 15.99 km/h
Maksymalna: 33.09 km/h

Jakieś tam interesy

Piątek, 17 sierpnia 2012 | Komentarze #0

Kategoria 0-50km, Na twardo, Solo



Przejechane: 22.15 km
w tym teren ~0.00 km

Czas: 01:40 h
Średnia: 13.29 km/h
Maksymalna: 43.15 km/h

SLM - epilog: Krynica Morska - Braniewo

Czwartek, 16 sierpnia 2012 | Komentarze #4

Wstaliśmy wcześnie, zrobiliśmy zakupy, zjedliśmy śniadanie i w deszczu popędziliśmy, żeby zdążyć na statek do Fromborka. Takie fajne zwieńczenie całej wyprawy i pożegnanie z wielką wodą. :)
W połowie drogi ładnie się rozpogodziło, we Fromborku słoneczko już przyjemnie grzało.

Na miejscu odkryliśmy, dlaczego internetowa szukajka nie chciała powiedzieć nic na temat stacji kolejowej we Fromborku. A no dlatego, że jest ona zabita dechami (dosłownie), a tory zarosły trawą. :P

Po analizie mapy pozostało pojechać do Braniewa oddalonego o 10km. Jeszcze we Fromborku zahaczyliśmy o Muzeum Mikołaja Kopernika. Zamek, kościół, wieża widokowa, planetarium.. Full service. Bardzo sympatyczne miejsce, chętnie tam wrócę, żeby chociażby zwiedzić wspomniane planetarium.
Pstrykając tak sobie ciut lipne zdjęcia komórką wspomniałem swojego Lumixa i pomyślałem: "A może się uda?". Wygramoliłem go z plecaka, po czym włączyłem i.. zrobiłem piękne ostre zdjęcie krzycząc przy tym z zachwytu. :D
O co chodziło - nie wiem. Dzień wcześniej cały czas woda lała się z nieba - może wilgoć mu zaszkodziła, po czym w nocy odparowała? Ciężko powiedzieć. Od tamtej pory do chwili pisania tego tekstu aparat działa bez zarzutu.

W drodze do Braniewa zdążyliśmy się jeszcze pochapać, bo tamten uparcie wlekł się wąskim chodnikiem mimo prostej i pustej asfaltowej drogi.
Na miejscu najpierw ruszyliśmy w kierunku stacji, co by sprawdzić, czy ta również nie jest zabita dechami. Owszem: jest, ale pociągi jeżdżą. Odjazd za godzinę, postanowiliśmy coś zjeść. Pierwszą myślą była pizza, lecz takowej znaleźć się nie udało. Znaleźliśmy za to kameralną Naleśnikarnię (U Jadzi bodajże). Ceny przystępne, naleśniki z prawie półmetrowej patelni, dodatków nie szczędzą. Obżarliśmy się, jakbyśmy naleśników nigdy nie widzieli. :D Szczerze polecam, jakby kogoś tam przywiało.

Po dowleczeniu się z powrotem na stację cierpliwie czekaliśmy na pociąg. Gdzieś tam przeleciał wielki towarowy skład (ciągnięty przez buchającą dymem lokomotywę) opisany cyrylicą.
Gdy było 5min do odjazdu, w naszych głowach zapaliła się lampka z napisem "niepokój". Godzina z rozkładem się zgadza, peron również, a pociągu ni ma. 2 tory dalej, na drugim peronie stało coś na kształt naszych łódzkich tramwajów PESA, tyle że większe. Nijak mi to nie pasowało do "PKP Inter Regio" kojarzącego się ogólnie ze starymi, obdrapanymi "ogurasami". No ale Cinek poszedł tam, żeby dla pewności zapytać. 30 sekund później widziałem, jak biegnie z powrotem o mało nie gubiąc przy tym nóg. Dla mnie komunikat był jasny: "dzida, bo nam pociąg odjedzie!".
W międzyczasie zorientowałem się, że na tym zadupiu nie ma nawet trakcji, a pociąg, który będzie nas wiózł jeździ na ropę.
W środku czyściutko, pan konduktor sympatyczny, gadka szmatka. Spalinowy skład sunął, a z głośników leciały zapowiedzi kolejnych stacji. Powiało Europą.

W Elblągu przesiadamy się w kolejne "Regio". Tu już trakcja jest, więc jest także dobrze znany stary i obskurny, brudny i wysprejowany "oguras". I jest szemrane towarzystwo w ostatnim wagonie. Parafrazując: "Wrzeszczą, piją, lulki palą." :/ Jakoś przeżyliśmy.

W Tczewie czekała nas kolejna przesiadka, tym razem już na pociąg docelowy. Udaliśmy się do kasy, wyrecytowałem co i jak (taki i taki pociąg, taka i taka godzina, taki i taki bilet + rower), po czym pani z okienka się zamyśliła, popatrzyła w rozkład, zmarszczyła czoło i rzekła:
-Z rowerem to nie da rady!
O_O Nogi się pode mną ugięły.
-Ale jak nie da rady?!
-Bo to jest pociąg "R", czyli rezerwowany i z rowerem nie da rady. Żebym chciała, to nie mogę panom biletów sprzedać.

No i co teraz? Pani popatrzyła, poklikała i wyklikała połączenie przy którym w domu bylibyśmy (jeśli dobrze pójdzie) jakoś po 8 rano, wliczając w to kilkugodzinne koczowanie na dworcu. Widząc przerażenie w naszych oczach poradziła, żeby udać się do kierownika pociągu, dobrze zagadać, powiedzieć co i jak. Jeśli pociąg nie będzie zapchany, a konduktor okaże się człowiekiem, to może nas weźmie, ale to od niego zależy.
Tak też zrobiliśmy.

Pociąg się pojawił i standardowo w planach były 2min postoju. Dorwaliśmy 1go konduktora, który nas spławił twierdząc, że on kończy pracę. Dorwaliśmy więc drugiego, po czym w 30 sekund streściliśmy całą sytuację robiąc przy tym smutne minki i maślane oczy. Ten ściągnął 3go konduktora i zaczęła się dyskusja kto ma ile ludzi "na składzie". My jeszcze dodajemy, że możemy siedzieć gdziekolwiek, byle pojechać, ktoś tam inny już gwiżdże, że czas odjeżdżać. Temperatura rośnie, panika również. W końcu zmiękli i wpuścili nas do przedsionka tuż przed kuszetką. I tam koczowaliśmy przez kolejne kilka godzin (dostając na każdym postoju drzwiami w d**ę), żeby ostatecznie wysiąść w Łodzi.

W pociągu też było wesoło. Gdynia - Zakopane, czyli przez całą Polskę, ludzie wracają z wakacji, inni na nie jadą, tyle, że w góry. Około godziny 20 wagon sypialny zostaje zamknięty, a reszta składu zamienia się w jedną wielką libację i pielgrzymki nawalonych (acz wesołych i przyjaznych), którzy widząc nasze sprzęty tuż pod drzwiami klopa twierdzili, że się zleją, nim dotrą przedział dalej.
Ewenementem był gość na oko lat 20-kilka, dredy, kozia bródka, kolczyk w brwi. Przymaszerował do nas chwiejnym krokiem taszcząc 5-litrowy baniak cytrynówki niewiadomego pochodzenia i nagabywał, żebyśmy się z nim napili. Po długich negocjacjach i odrobinie ściemy udało się go spławić. A potem jeszcze raz. I kolejny. Bo wracał kilkakrotnie i zawsze zapominał, że już u nas był i że "nie pijemy, bo prowadzimy". ;)
Dorwał nas jeszcze w Łodzi, w momencie wysiadania z pociągu. Z resztą chyba wszyscy mieszkańcy okolic Łodzi Żabieńca słyszeli jak nas na odchodne pozdrawiał. :D





PKP Frombork pozdrawia © Raven

Pierwsze zdjęcie po zmartwychwstaniu aparatu. :) © Raven

Kościół? Katedra? W Muzeum Mikołaja Kopernika. © Raven




Port we Fromborku © Raven

Muzeum Mikołaja Kopernika - widok na dziedziniec © Raven

Tymbark podnosi morale © Raven

Pyszne i tanie naleśniki © Raven

A co mi tam - zrobię małą reklamę :) © Raven

PKP Braniewo - legenda głosi, że kiedyś stacja ta tętniła życiem © Raven


Żeby zrozumieć musiałem przeczytać 2 razy. Gwoli ścisłości: przez tą stację przejeżdża może 1 pociąg na godzinę © Raven

Inter Regio? Jak widać cuda się zdarzają. © Raven

Zamek w Malborku widziany z okna pociągu © Raven

Grunt, to pozytywne nastrajanie podróżnych © Raven

Cinek oddał się lekturze. Chociaż nie wiem, czy bardziej nie interesowały go obrazki. © Raven

Mnie już czytać raczej się nie chciało ;) © Raven

I tak oto zakończyła się nasza wyprawa. Nie obyło się bez niespodzianek, jednych pozytywnych, innych mniej. Naprawdę fajnie spędzony czas, złamany został stereotyp płaskiego jak stół i nudnego, z rowerowego punktu widzenia, wybrzeża. No i najważniejsze: zdobyliśmy wszystkie rodzime latarnie morskie.

Teraz pozostaje tylko złożyć wniosek o srebrną odznakę BLIZA, z łezką w oku przeglądać zdjęcia i kombinować: co fajnego można by zrobić w przyszłym roku? Co by nie było, zapewne również będzie to tu opisane.




Przejechane: 76.65 km
w tym teren ~15.00 km

Czas: 04:43 h
Średnia: 16.25 km/h
Maksymalna: 34.91 km/h

SLM - etap 9 (ostatni): Gdańsk - Krynica Morska

Środa, 15 sierpnia 2012 | Komentarze #0

Pogoda od rana nie rozpieszczała, ale trzeba było jechać dalej. Początkowo mieliśmy jechać tylko do Jantaru, lecz szybko zapadła decyzja, że kręcimy od razu do Krynicy.

Pierwszym problemem okazało się kupno jedzenia, bo wyleciało nam, że 15 sierpnia jest dniem ustawowo wolnym od pracy. Jako, że w Łodzi na każdym rogu jest praktycznie zawsze otwarta Żabka, to postanowiliśmy takową znaleźć i tam. Bezskutecznie. Na Jarmarku Dominikańskim udało nam się zdobyć jakiś wypasiony chleb za równie wypasioną cenę (w sensie chorą). Dalej gdzieś w głębi zwyczajnego osiedla trafił się jeszcze otwarty spożywczak.

Droga prowadziła przez teren rafinerii. Może jest jakiś przejazd? Nie było. Uzbrojony strażnik nie zdziwił się wcale na nasz widok. Baa.. Stwierdził, że nawigacje też tamtędy prowadzą! Nie pozostało nic innego jak zawrócić i objechać kolosa dookoła (rafinerię, nie strażnika).

Tuż za Gdańskiem Cinek jako zapalony geograf ubzdurał sobie, że MUSI zobaczyć na żywo ujście Wisły. Jako, że ja nie miałem ochoty pchać się kolejny raz w piach po kostki z rowerem powiedziałem: "Droga wolna - ja zostaję!". I poszedł, za 15 minut miał wrócić. Zatrudniłem do pracy MP3'kę, ale po pół godzinie cierpliwość mi się skończyła i popędziłem towarzysza telefonicznie. Po kolejnych 15 minutach wrócił i stwierdził, że z drugiej strony jest elegancki dojazd. -.-

Przeprawa promem przez rzekę i wio dalej.

Przez przypadek trafiliśmy do obozu koncentracyjnego w Sztutowie. W sensie, nie, że nas zamknęli, tylko przejeżdżaliśmy obok. Zajechaliśmy, żeby obejrzeć z grubsza (na kompletne zwiedzanie nie mieliśmy zbytnio czasu) i pstryknąć kilka zdjęć.

Tuż przed dotarciem do dzisiejszego celu posłuszeństwa odmawia aparat. Nie łapie ostrości, na ekranie wywala "błąd obiektywu", po czym wyłącza się z wysuniętą lufą. Resetowałem, cudowałem, po czym mało się nie popłakałem. :/ Po długiej walce obiektyw się schował, a kolejne fotki musiałem robić komórką. Cóż.. To tylko sprzęt (tia.. pitu pitu.. :[), dobrze, że padł teraz, a nie w połowie wyprawy. Choć marne to pocieszenie.

W Krynicy Morskiej padał deszcz, więc szybko zaliczyliśmy ostatnią latarnię na naszej trasie i postanowiliśmy poszukać noclegu. Udało się za pierwszym podejściem i zarazem był to najtańszy nocleg pod dachem na tym wyjeździe. Ile? 20zł od głowy. Luksusów nie było, ale był dach, 2 łóżka, prysznic, lodówka i czajnik elektryczny.
Wieczorem jeszcze wyszliśmy "na miasto", żeby przekonać się, że Krynica Morska jest kolejnym po Międzyzdrojach, najbardziej burżujskim miastem na polskim wybrzeżu. Cinek ze smakiem (a fe..) spałaszował cholernie drogą przypaloną zapiekankę ze śmierdzącego pieca, ja poprzestałem na zupce z proszku.

Dzień się kończy, idziemy spać z niedowierzaniem, że to już koniec i nazajutrz będziemy spać już w swoich łóżkach z wypełnionymi paszportami pod poduszkami. :)
Wszystkie latarnie morskie na polskim wybrzeżu zaliczone -
mission completed!

Pytanie za milion: Jak pokroić świeży chleb nożem do masła? © Raven


Rafineria w Gdańsku - robi wrażenie © Raven

Przeprawa promowa © Raven


I wtedy zapadła minuta ciszy © Raven





Medytacja? © Raven

Przyczajony Cinek na ambonie © Raven

Kapitalne miejsce na imprezę, nawet prąd jest - mam koordynaty GPS! © Raven

Na grillu zmieściłby się rower © Raven

Widok z latarni w Krynicy © Raven

Niepozorne żarówy © Raven

Wiza z Krynicy Morskiej - ostatnia latarnia zaliczona! © Raven

Tam już byliśmy © Raven


Zaliczone latarnie:Krynica Morska
Łącznie: 15/15 - mamy wszystkie!

P.S. Może przyśni mi się działający aparat?




Przejechane: 81.29 km
w tym teren ~5.00 km

Czas: 04:57 h
Średnia: 16.42 km/h
Maksymalna: 45.84 km/h

SLM - etap 8: Władysławowo - Gdańsk

Wtorek, 14 sierpnia 2012 | Komentarze #3

Droga w większości utwardzona, spora jej część była drogą tylko dla rowerów.
Od dziś skończył się sielski klimat nadmorskich miejscowości wypoczynkowych. Jaja zaczęły się w Gdyni, kiedy zobaczyliśmy wielki zakręcony węzeł drogowy, a my chcieliśmy jechać.. no.. hmm.. jakoś tak na wprost. No i rzeźba między samochodami i w smrodzie spalin. Jakoś poszło.

W Sopocie trafiliśmy na kapitalne połączenie (oczywiście stricte rowerowe) z Gdańskiem. Nawet znaki drogowe i tabliczki z nazwami miejscowości były. :) Ponadto ktoś świetnie pomyślał projektując progi zwalniające (o ile można to tak nazwać, bo w sumie miały kształt fali) przed przejściami dla pieszych. Działa jak trzeba, a z drugiej strony życia nie utrudnia.

W Gdańsku zaliczamy byłą, jak się okazało, latarnię: Gdańsk Nowy Port. Zrobili z niej fajne małe muzeum.
Po krótkim rozeznaniu postanowiliśmy spać w Schronisku Młodzieżowym, gdzie panowała iście szpitalna atmosfera. Z tym że dużo czyściej i bardziej kulturalnie. Rowery nam schowali (każdy miał swój numerek, żeby nie było, że ktoś inny wstawi, a innym wyjedzie), w recepcji dali świeżą wykrochmaloną pościel złożoną w równiutką kosteczkę. We wskazanym pokoju było chyba z 8 łóżek, w większości zajętych. Lokatorzy w większości mało rozmowni, mruki - rzekłbym. Jeden chłopak okazał się bardziej komunikatywny, toteż wieczorem wybraliśmy się razem na piwo i ogólnie połazić po Gdańsku. Sympatycznie, choć szkoda, że nie było komunikatywnych koleżanek. :P

W Pucku można było wypożyczyć praktycznie wszystko, co pływa © Raven



I wtedy jazda prosto okazała się wcale nie być prosta © Raven



Jak dobrze, że liczniki rowerowe nie mają homologacji! :) © Raven

Czyhałem aż się tą śmietaną upierdzieli... © Raven

...a on czyhał, aż upierdzielę się ja :D © Raven

Wjeżdżamy do Gdańska © Raven

Wyjeżdżamy z Sopotu © Raven

Fajnie pomyślany sposób na poprawę bezpieczeństwa © Raven

Ozdobne światło starej latarni w Gdańsku © Raven

Świeżo wypakowane z kontenerów © Raven

Gdańsk Nowy Port © Raven






Tu spaliśmy © Raven


Zaliczone latarnie:Gdańsk Nowy Port
Łącznie: 14/15