Jeżdżę, więc jestem.


avatar Niniejszy blog rowerowy prowadzi Mateusz vel. Raven, który z pofabrycznej Łodzi pochodzi. Od początku 2009 roku (od kiedy prowadzi tutaj statystyki) przejechał 28483.21 kilometrów, w tym 4325.30 po wertepach. Jeździ ze średnią prędkością 19.69 km/h.
Inne informacje znajdziesz tutaj.
button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl

Znajomi na Bikestats

Mój Skype

Mój stan

Ujeżdżany sprzęt

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Raven.bikestats.pl

Archiwum


Przejechane: 61.11 km
w tym teren ~60.00 km

Czas: 03:21 h
Średnia: 18.24 km/h
Maksymalna: 34.30 km/h

"Co Ty kur*a wiesz o ślizganiu?!"

Wtorek, 22 stycznia 2013 | Komentarze #27

Zacząłem parafrazując pewien znany cytat. A dedukuję to wszystkim tym, którzy świat zewnętrzny widzą tylko zza szyby biura i/lub szyby auta w drodze do i z pracy, płacząc przy tym, jak to okropnie jest ślisko i rzekomo niebezpiecznie (w aucie? zapraszam na rower).

A w ogóle to dlaczego tak? A no dlatego, że dzisiejszy dzień, to była walka o życie, a nie jazda.
Od rana cisza i spokój. Jakiś tam jeden kurs wcisnąłem koledze i raczyłem się dalej ciepłą herbatą. Lajcik. W końcu jakoś po 13 definitywnie mnie wygonili na miasto. No i się zaczęła bitwa. Z jednego kursu zrobiło się chyba 6, czas goni, a wszędzie śnieżna breja albo lód, że jechać prosto się nie da. Hamulce działają tylko w trybie włącz/wyłącz (dopóki jeszcze działają). Niektórzy odwiedzeni pytają: Jak to jest jeździć rowerem w taka pogodę? Zwykle odpowiadam, że jak na snowboardzie z pedałami. Tyle, że na stokach narciarskich nie ma samochodów. I nie ma też kierowników z opóźnionym zapłonem (w sensie reakcją), którzy pedałów w samochodzie potrafią używać tylko w trybie zero-jedynkowym (czyli potencjalni mordercy). Nawet temperatura jakoś tak nie dawała się we znaki, bo z samego powyższego człowiekowi robi się ciepło.

Nie lubię być zawalidrogą i staram się tego nie robić, no ale czasami inaczej nie szło, jak środkiem. O dziwo nikt mnie nie strąbił, jeden tylko pajac stroił dziwne miny i chyba demonstrował jakie echo wydaje jego pusty łeb po popukaniu - również nie omieszkałem pozdrowić go międzynarodowym gestem.

Zaraz dzwoni telefon z pytaniem kiedy będę, bo klient się burzy, że piechotą by szybciej doszedł. A proszę bardzo! Niech idzie (albo zamówi helikopter).

Apropos chodzenia, to też uświadczyłem, bo niektóre ulice na łódzkich Stokach (w sensie dzielnica taka), to wyglądają dosłownie jak stoki (takie w górach) - jechać się nie da. Iść w sumie też się nie da. Tylko cwaniaki w furach za sześciocyfrowe kwoty jechali z bananami na twarzy, bo ich auta mają jakieś kosmiczne technologie (albo czarodziejskie moce) i tam, gdzie zwykli śmiertelnicy stoją lub tańczą, oni po prostu jadą. Demotywacja, przyznam, kiedy prawie wyrżnąłem na piechotę, a Mercedes ML-cośtam zwyczajnie przejechał obok mnie przez kopny śnieg/lód i zaparkował pod sklepem. A i fajny widok, kiedy BMW X1 wyjeżdża z zaspy. Gość wsiadł, skręcił kierownicę, wcisnął gaz i auto cudownie wysunęło się skosem z góry śniegu. Szok. Muszę sobie kiedyś kupić taką zabawkę.

Wracamy do rzeczywistości.
Dowlokłem się do bazy, oddałem kilka rzeczy innym (w ogóle okazało się, że się mordowałem, a w bazie posiadówa i siesta. FML...). Jeszcze 2 punkty i do domu. Nareszcie.

Wróciłem. Przeżyłem. Pieprzyć to - mam śniegowstręt.

Chyba już mi jakoś tak lżej, mimo, że nie wiem, czy komukolwiek będzie się chciało te żale do końca przeczytać.

Kategoria 50-100km, Kurierka, Na twardo, Solo


<< Poprzedni wpis: Co zrobić, jeśli wybitnie przeszkadza Ci samochód sąsiada?
>> Następny wpis: Czy rower ma duszę?
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!



Komentarze
Raven
| 13:20 poniedziałek, 28 stycznia 2013 | linkuj Fuck off. :P
siwy-zgr
| 00:53 poniedziałek, 28 stycznia 2013 | linkuj Żeś mi przypomniał ten szlaczek na dupie... :))))) Sam widziałeś, po moim skoku, że wychylanie dupy za siodło pomaga :) Nikt Ci nie kazał siadać na tylnym kole, gdy to się jeszcze obraca ;)))))
mors
| 00:17 piątek, 25 stycznia 2013 | linkuj Alkor - boję się gór w kontekście takich akcji, jak w Ravenowym linku. ;)
Co innego góry po mojemu - vide: avatarek. ;)

Do przełamywania siebie dobre jest morsowanie - jest to wyłącznie kwestia przełamania strachu. Mając kilka lat doświadczenia, wciąż jeszcze trochę mimowolnie się boję, ale na początku to dopiero była wewnętrzna walka! :)
alkor
| 20:29 czwartek, 24 stycznia 2013 | linkuj Co do szlaków to pewnie jest tak jak mówisz, się przekonam jak w końcu nie tylko tyłek ale jeszcze rower wywlokę w góry:]

Zaś co do przełamywania- chcę nie chcę... wręcz muszę bo to naprawdę smutne się zaczyna robić:P w każdym razie coś jest w tym, że jak się nad czymś za długo zastanawia to jest tylko gorzej... np. wiele zjazdów, których samotnie nie da rady, jadąc z kimś robię bo za późno zauważę, że to to miejsce albo się zagadam itd..
Tylko, że w przeciwieństwie do Ciebie jak ja już się przed czymś zaprę to raczej skutecznie... a szkoda bo sporo tracę zapewne.
//Autosugestia nieszczęsna... nawet w tej wypowiedzi widać, ze od razu zakładam, że czegoś tam nie ogarnę''^^//

A fajnych fot to trochę na tym Twoim blogu jest nawet bez hop:]
Raven
| 22:05 środa, 23 stycznia 2013 | linkuj @mors: Hmm.. Jak by Ci to powiedzieć.. Tak samo są ludzie, którzy przykładowo trzymają w domu bestie pokroju Rottweilerów, czy tym podobnych, a boją się malutkich pająków. :P
Ale lęków trzeba się pozbywać, więc chętnie bym spróbował, tylko nie bardzo mam dostęp do mono.

@alkor: Jeśli faktycznie chcesz się przełamywać, to już połowa sukcesu. Ale warto, bo satysfakcja jest spora. Pamiętam, jak w Międzygórzu trafiliśmy do bike parku i tam była pewna spora hopa + lądowisko. Zapierałem się przed nią rękami i nogami, no normalnie nie ma opcji. A Siwy się pukał w głowę twierdząc, że na szlaku nieraz bardziej się wybijałem i dalej latałem nawet o tym nie wiedząc. Serce zabiło, impuls poszedł i zaryzykowałem. Faktycznie poszło łatwo, a jakie fajne foty zyskałem. :)

A i szlaki górskie z punktu widzenia siodełka wyglądają zupełnie inaczej, niż na piechotę. :)
alkor
| 21:40 środa, 23 stycznia 2013 | linkuj Ja nie wątpię, że nie jestem sama. Tylko jakoś mnie to nie pociesza;]
Szczególnie, że mam świadomość że część tych moich ''strachów'' to sobie sama wymyślam.

Za to nie powiem ciekawie brzmi informacja, że może istnieje recepta na brak towarzystwa:)

@Mors- góry to najpiękniejsza sprawa na świecie:)
Rzecze to osoba, która na wszystkie swoje wyjazdy może dwa razy była gdzie indziej:P
mors
| 21:35 środa, 23 stycznia 2013 | linkuj No właśnie, a propos gór - Raven, nie boisz się wymiatać po górach (pamiętam zdjęcia i opisy), a boisz się mono? :) Na mono prędkości oscylują wokół 10km/h (także z górki), więc nie da rady poważnie się poturbować, nawet bez zbroi.

Ja mam o wiele większy respekt wobec gór, niż nawet przed Żyrafą.
Raven
| 21:08 środa, 23 stycznia 2013 | linkuj W kwestii braku towarzystwa myślę, że możemy coś na to poradzić. ;)

Jeśli chodzi o technikę, usztywnianie się na zasadzie "boję się" i tym podobne akcje, to nie jesteś odosobniona, ale nazwiskami tutaj rzucał nie będę, co by się nie narażać. :P Ogólnie sporo osób tak ma.
alkor
| 20:52 środa, 23 stycznia 2013 | linkuj Ja się w góry z rowerem bardzo chętnie W KOŃCU ruszę(nawet z tym obecnym, mimo że w planach jest fs) bo jak dotąd tzw. przyczyny losowe nie pozwoliły. Tylko problem jest taki, że nadal nie pozwalają... w sumie to się rozbija o brak towarzystwa.

U nie wszystkie problemy biorą się właśnie z psychiki- usztywnianie się co negatywnie wpływa na równowagę czy też nie ćwiczenie techniki ''bo się boję''. Takie głupie dziewczę ze mnie;P
Raven
| 20:19 środa, 23 stycznia 2013 | linkuj Psycha, równowaga i technika, mówisz - polecam wyjazd w góry (z rowerem naturalnie). Fajnie się o tym gada, ale żeby zrozumieć, to trzeba poczuć tę adrenalinę na dobrym zjeździe. Chyba, że już tego próbowałaś, wtedy niniejszy komentarz jest nic nie warty. :)
alkor
| 20:09 środa, 23 stycznia 2013 | linkuj Raven, fakt że u Ciebie jest inna sytuacja. Ja nie muszę to się nie pcham w takie warunki bo tak jak napisałam lukaszowi78 jeżdżę praktycznie tylko dla przyjemności, a już sam w sobie przejazd miastem ma z nią niewiele wspólnego:]

Chociaż przydałoby mi się poćwiczyć psychę, równowagę i technikę ale jednak wolę poszukać ku temu innych sposobów:]

Powodzenia w codziennej walc ei oby do lata.
Raven
| 18:39 środa, 23 stycznia 2013 | linkuj Nawet, jeśli ja się nie połamię, to roweru szkoda. Za długo doginałem pręty od błotników, żeby mi nic o oponę nie obcierało. ;)
mors
| 22:47 wtorek, 22 stycznia 2013 | linkuj Nikłe ryzyko odnośnie kalectwa lub śmierci. :) A jakiegoś małego potrącenia w grubych ubraniach i przy śniegu na drodze nie trzeba się zbytnio bać. ;)
Raven
| 21:11 wtorek, 22 stycznia 2013 | linkuj Prędkości może i nikłe, choć nie zawsze, bo na głównych arteriach miasta i tak jest wolna amerykanka, jak zawsze.

Tyle, że najczęściej nie w prędkości leży problem, a w umiejętności jej wytracania (a ściślej rzecz biorąc braku tej umiejętności, vide np. zero-jedynkowy system korzystania z pedałów, o którym wspomniałem), czy samej techniki jazdy i oceny odległości. Jak tak na co dzień się napatrzę, jak niektórzy jeżdżą, to oczami wyobraźni już widzę, jak ktoś mnie zahacza wymuszając pierwszeństwo i wlecze ileś tam metrów... brrr...

Btw, owa żyrafa już mi się w głowie nie mieści. ;)
mors
| 20:41 wtorek, 22 stycznia 2013 | linkuj Przerażająca, to może być Żyrafa (mono) :)
Na "zwykłym" mono masz nogi zaraz nad ziemią - po prostu schodzisz w dowolnej chwili, żadna kierownica czy inne didaskalia nie przeszkadzają w tym. :)
mors
| 20:39 wtorek, 22 stycznia 2013 | linkuj A ryzyko na mieście jest nikłe, tak jak nikłe są teraz prędkości samochodów. Zawsze jeszcze można dobrowolnie upaść miękko w śnieg, zamiast pod samochód.
Najlepszy czad jest na drogach wąskich, acz przelotowych - na moim dzikim zachodzie ;) odsetek wyprzedzających na trzeciego czy na gazetę niewiele się zmienił po opadach śniegu..
Raven
| 20:38 wtorek, 22 stycznia 2013 | linkuj Mnie mono przeraża, a tym bardziej już w śniegu i błocie (szacun). Ale chyba trzeba będzie wejść i na ten poziom i spróbować.
mors
| 20:36 wtorek, 22 stycznia 2013 | linkuj Oczywiście, że chodziło o mono, także na śniegu i błocie. Taka analogia w kontekście Twojego porównania panikujących samochodziarzy do rowerów...
Po doświadczeniach z mono wydaje się, że rower sam jedzie - w każdych warunkach.
Raven
| 20:25 wtorek, 22 stycznia 2013 | linkuj @alkor: Jeszcze jakiś czas temu miałbym miękko w gaciach na myśl, żeby w taki dzień, jak dzisiaj wyjechać rowerem między auta w centrum miasta. Teraz - chleb powszedni. Kwestia przełamania się (nie miałem wyboru zbytnio, jak chciałem się bawić w kurierkę) i przyzwyczajenia. Choć przyznam, że gdyby nie to, że jest to praca, to pewnie bym się na tą codzienną wojnę nie pchał.

Hmm.. No fakt, w starciu z jazdą na monocyklu większość (w tym ja) wychodzi blado pod kątem równowagi i balansu. :)

@lukasz78: Zgadza się: trzeba być twardym, a przy tym myśleć za wszystkich dookoła. Tyle, że nie wszystko człowiek jest w stanie przewidzieć, a stosunek mas przy kontakcie bezpośrednim wynosi pi razy drzwi 1:100 i to rowerzysta jest wtedy na tej gorszej pozycji. No ale ryzyko jest tutaj już z góry zapisane.
alkor
| 20:16 wtorek, 22 stycznia 2013 | linkuj Wiesz lukasz78 kwestia jest taka, że ja w ogóle nie znoszę jeździć po mieście i asfaltach. Więc jeśli dochodzi jeszcze to, że robi się naprawdę nieprzyjemnie i nieraz niebezpiecznie to już w ogóle dziękuję.
Na rowerze jeżdżę nie po to żeby się męczyć(psychicznie). I jest mi strasznie źle z tym, ze nie mogę sobie pohasać po lesie.
lukasz78
| 20:06 wtorek, 22 stycznia 2013 | linkuj Alkor, a co do jazdy miastem... No cóż, trzeba być twardym, pisałem dziś o tym na blogu. Przede wszystkim trzeba mieć wyłączoną funkcję pn. "rozsądek" :)
lukasz78
| 20:04 wtorek, 22 stycznia 2013 | linkuj Raven, dobrze jest, jedziesz i ulice są Twoje i tak 3maj! Pozdro.
alkor
| 20:04 wtorek, 22 stycznia 2013 | linkuj I m.in. dlatego nie jeżdżę w zimie... może jakbym mieszkała pod lasem, ale przejechać miastem zwyczajnie się boję.

Dobrze, żeś wyszedł z tego cało:]

A co do wypowiedzi Morsa... wiesz on jeździ na mono.
Raven
| 19:55 wtorek, 22 stycznia 2013 | linkuj Wait, rozwiń myśl proszę.
mors
| 19:54 wtorek, 22 stycznia 2013 | linkuj Ja mam przemyślenia podobne jak w tytule, ale odnośnie ...rowerzystów. W sensie tych dwukołowych.
Przeurocze są codzienne opowiastki bikerów na BS jakoby ćwiczyli balans, i to na najwyższym poziomie.
Gratuluję im dobrego samopoczucia (samooceny)...
Raven
| 19:53 wtorek, 22 stycznia 2013 | linkuj Dzięki, przynajmniej tyle dobrego z tego dnia. ;)
dater
| 19:45 wtorek, 22 stycznia 2013 | linkuj Chciało mie sie :) Gratki, fajny wpis :)
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!