Jeżdżę, więc jestem.


avatar Niniejszy blog rowerowy prowadzi Mateusz vel. Raven, który z pofabrycznej Łodzi pochodzi. Od początku 2009 roku (od kiedy prowadzi tutaj statystyki) przejechał 28483.21 kilometrów, w tym 4325.30 po wertepach. Jeździ ze średnią prędkością 19.69 km/h.
Inne informacje znajdziesz tutaj.
button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl

Znajomi na Bikestats

Mój Skype

Mój stan

Ujeżdżany sprzęt

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Raven.bikestats.pl

Archiwum


Przejechane: 24.15 km
w tym teren ~22.00 km

Czas: 02:27 h
Średnia: 9.86 km/h
Maksymalna: 53.90 km/h

Manewry ziemia-powietrze i szczypta hazardu [Międzygórze 2012]

Piątek, 8 czerwca 2012 | Komentarze #0

Dzień ostatni. Adam mówi pass, Marysia za nim murem, a co za tym idzie ekipa jeżdżąca kurczy się do ilości sztuk: 3.
Poinstruowani jak i gdzie jechac ruszyliśmy i o mało nie zawróciliśmy, kiedy nad niebem zawisły nieciekawe chmury i zaczęło kropić. Chwila postoju, deszcz ustał i pada decyzja, że jednak jedziemy. Dobra decyzja, bo pogoda zaczęła się klarować.

Fajna i szybka traska. I jak się później okazało: zgubna. Szuterek z górki był miodny, ale GPS mnie okłamał i przegapiłem skręt szlaku, przez co omało nie zostałem zlinczowany (no bo ostrzagali przecież). Jakoś się wybroniłem i obyło się bez ofiar. :P

I to by było na tyle, ale...

Zdążyłem oprzeć rower o szafę i pójść za potrzebą, gdy dzwoni uhahany Siwy:
-Wracaj, tu jest tor freeridowy! Jesteśmy [tu i tu].

Niewiele myśląc założyłem swój hełm i ruszyłem dalej na bój. Co się okazało: tuż pod nosem, w Międzygórzu, mieliśmy fajną traskę budowaną przez miejscowe dzieciaki. Skocznie, kładki i tym podobne. Oprowadził nas spotkany na miejscu niejaki Dawid (aka Młody), na markeciaku ważącym tyle, co 2 nasze rowery razem wzięte. Baa.. Nawet na nim skakał.
Trochę się pobawiliśmy i telefonicznie ściągnęliśmy Marysię z Adamem i kolejnym aparatem. Wtedy się zaczęło: 3 aparaty w trybie seryjnym + banda maniaków lubiących rowerowe wygłupy = kolejne kilkaset fotek do selekcji (oczywiście tych, które się do czegoś nadają będzie z tego niewiele). Ubawiliśmy się bardzo, sporo się z Marcinem naskakaliśmy. Iza skakała z aparatem niczym ninja, a Marysia.. No właśnie.. Marysia dziwnie tego dnia ucichła i zbyt skora do harców (rowerowych przynajmniej, bo w inne się nie zagłębiam) nie była. Do tego moja opona w dupie przy lądowaniu pewnie przejdzie do historii, jako kolejna rowerowa legenda. Idę o zakład, że Siwy to opisze ze szczegółami, bo on miał z całej sytuacji największą bekę. Uprzedzając pytania, akurat ten moment nie został uchwycony migawką. :P

Po wszystkim dla odmiany wzięliśmy się za domowe żarcie. Wielki gar, a w nim ze 3kg makaronu, do tego 3 słoiki różnych sosów zmiksowanych razem i wyżerka, jak się patrzy.
Dzień kończymy meczem otwarcia Euro. Nawet zakłady robiliśmy i jako, że idealnie obstawilem wynik, pazernie i z dziką satysfakcją zgarnąłem całą oszałamiającą pulę nagród: zawrotne 4zł.

Oglądanie zdjęć pomijam, bo to oczywista oczywistość.

Spać idziemy ciut wcześniej, gdyż pociąg rano mamy o godzinie nieludzkiej. Tym razem podwózka plecaków jest załatwiona.



No i rysa na nowej sztycy. :/ © Raven


Młody ogarniał mimo niedoboru odpowiedniego sprzętu © Raven

Ślad po oponie w dupsku, czyli "wychyl się za siodło jak skaczesz!" © Raven

ZARAZ ZGINĘ!, czyli zaufanie do partnera podstawą udanego związku © Raven

ZARAZ ZGINĘ!, czyli przerażenie przy pierwszym skoku i o mały włos niedolot © Raven


Jak wyszło?! Jak wyszło?! © Raven

Nie mógł poskakać, to przynajmniej na kładce się polansował © Raven






Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!