Jeżdżę, więc jestem.


avatar Niniejszy blog rowerowy prowadzi Mateusz vel. Raven, który z pofabrycznej Łodzi pochodzi. Od początku 2009 roku (od kiedy prowadzi tutaj statystyki) przejechał 28483.21 kilometrów, w tym 4325.30 po wertepach. Jeździ ze średnią prędkością 19.69 km/h.
Inne informacje znajdziesz tutaj.
button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl

Znajomi na Bikestats

Mój Skype

Mój stan

Ujeżdżany sprzęt

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Raven.bikestats.pl

Archiwum


Przejechane: 31.77 km
w tym teren ~22.00 km

Czas: 02:58 h
Średnia: 10.71 km/h
Maksymalna: 52.18 km/h

Jazda na rezerwie, czyli górskie upodlenie

Niedziela, 16 czerwca 2013 | Komentarze #0

Ja, Siwy i Solar chcieliśmy wykorzystać fakt, że się przetoczyliśmy z rowerami przez pół kraju i zrobić jeszcze jakiegoś tripa przed odjazdem. Podczas, gdy 90% ekipy leczyła kaca i dochodziła do siebie, my spakowaliśmy manatki i ruszyliśmy na rower. Załatwiliśmy sobie końcowy prysznic w kwaterze tego ostatniego, bo my musieliśmy się wcześniej wykwaterować.

Solar okazał się cichociemnym rowerowym killerem ze stalową łydą. Kurde, gdzie te czasy, kiedy to ja ludzi mordowałem? :/ Trzeba popracować nad kondycją.
Zaciągnął nas na Błatnię, by potem udać się w kierunku Szczyrku. Planowo mieliśmy zjechać na dół, wjechać wyciągiem na Skrzyczne i stamtąd pocisnąć grzbietem z grubsza w kierunku Przełęczy Malinowskiej. Picia nie oszczędzałem, bo mieliśmy się zaopatrzyć w Szczyrku. Wszystko szło zgodnie z planem, dopóki nie zadzwonili Alkor z Gantarem, że chcą wyjechać wcześniej (mieli zabrać 2 nasze rowery). Nosz... Tak, to że im się nie śpieszy, że wyjazd koło 16-17, a tu bęc, że najpóźniej 15. No bez jajec... Nie pozostało nic innego, tylko skrócić wycieczkę. Kierunek: Kotarz. Wykminiliśmy, że polecimy OS1 i OS2 z wczorajszych zawodów. Plan był dobry. Pomijając upał, zmęczenie i rezerwę w baku tfu! bukłaku, tj. butelki, bo bukłaka nie wziąłem, a bidonu zapomniałem. Sklepu na horyzoncie ani śladu. Na wysokości Kotarza byłem już w skrajnie odwodniony i wlekłem się wlekąc rower za sobą. Masakra. Normalnie ciało odmawia posłuszeństwa. Siwy trzymał się ciut lepiej, a Solar... a Solar bez słowa pedałował pod górę. Człowiek-cyborg. Sytuacji nie poprawiał fakt, że co jakiś czas dostawałem telefon z Brennej w stylu: "Gdzie jesteście i czemu tak długo?". Na czas wpływały też usterki występujące w międzyczasie.

Gdzieś po drodze spotkaliśmy jeszcze grupkę znajomych twarzy z ET.

Przeżyliśmy. Jak zaczął się trawersowy OS1 po lesie, było mi już ciut (ale tylko ciut) lepiej, bo było więcej cienia i więcej z górki. Trzeba tam wrócić, tyle, że w pełni sił. Dalej jakoś siły zaczęły wracać. Może to świadomość, że picie niedaleko?

A i Gantar dzwoniąc pytał, czy bardzo uwaliliśmy rowery (pod kątem syfu w samochodzie). Powiedziałem, że nie. Na jego nieszczęście zadał to pytanie przed odcinkiem zjazdowym wiodącym górskim strumieniem. :D Trochę pogrymasił, ale szybko mu przeszło. :P

Śmiałem się z nich, więc pod koniec usterka dosięgła i mnie. Karma © Raven

Kategoria 0-50km, GPS, Kilkudniowa zadyma, Offroad, W towarzystwie, Z fotkami i filmami


<< Poprzedni wpis: Enduro Trophy - #2 Brenna 2013
>> Następny wpis: Herbatka z Białogłowym
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!



Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!