Jeżdżę, więc jestem.


avatar Niniejszy blog rowerowy prowadzi Mateusz vel. Raven, który z pofabrycznej Łodzi pochodzi. Od początku 2009 roku (od kiedy prowadzi tutaj statystyki) przejechał 28483.21 kilometrów, w tym 4325.30 po wertepach. Jeździ ze średnią prędkością 19.69 km/h.
Inne informacje znajdziesz tutaj.
button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl

Znajomi na Bikestats

Mój Skype

Mój stan

Ujeżdżany sprzęt

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Raven.bikestats.pl

Archiwum

Wpisy archiwalne w kategorii

W towarzystwie

Dystans całkowity:7654.77 km (w terenie 3142.20 km; 41.05%)
Czas w ruchu:448:55
Średnia prędkość:17.05 km/h
Maksymalna prędkość:71.16 km/h
Suma podjazdów:5728 m
Maks. tętno średnie:153 (77 %)
Suma kalorii:14438 kcal
Liczba aktywności:160
Średnio na aktywność:47.84 km i 2h 48m
Więcej statystyk

Przejechane: 80.38 km
w tym teren ~50.00 km

Czas: 03:52 h
Średnia: 20.79 km/h
Maksymalna: 56.58 km/h

Dawno mnie tam nie było, czyli rundka po PKWŁ

Piątek, 25 maja 2012 | Komentarze #0

Dzień wcześniej dzwoni do mnie Ceber:
-Jeździsz jutro? (w sensie w kurierce)
-Nie.
-Jedziesz na Masę?
-Nie.
-Jedziesz w teren?
-Prędzej.
-No to się dogadaliśmy.

"O kur**! I co teraz?!", czyli co się dzieje, kiedy chcemy zmieścić 0,7 tam, gdzie mieści się pół litra. © Raven

Radosne rozlewanie © Raven

Myślał, że nie zdążę wyciągnąć aparatu © Raven



Bojowe nastawienie tuż po spektakularnej ewakuacji z roweru © Raven

A przy okazji pochwalę się nową sztycą. Wreszcie lżej, bez offsetu i z fajnym jarzmem:




Przejechane: 30.49 km
w tym teren ~15.00 km

Czas: 01:47 h
Średnia: 17.10 km/h
Maksymalna: 38.17 km/h

Nocnik towarzyski?

Poniedziałek, 14 maja 2012 | Komentarze #7

Tak owy wypad ochrzcił Adam. Oprócz niego była też Marysia i Marcin - pomysłodawca. A i przez chwilę niejaki Emil.

Trochę jeżdżenia, trochę siedzenia, trochę wygłupiania. Przyjemnie, mimo, że później zrobiło się dość chłodno.

Kontrast emocjonalny 1/2 © Raven

Kontrast emocjonalny 2/2 © Raven


Nawet wideło mamy:




Przejechane: 34.82 km
w tym teren ~28.00 km

Czas: 02:21 h
Średnia: 14.82 km/h
Maksymalna: 70.20 km/h

Skrzyczne klimaty 4/4

Czwartek, 3 maja 2012 | Komentarze #3

Zanim reszta podniosła dupy z łóżek, ja z Bartkiem postanowiliśmy polecieć zrobić szybką poranną rundę wymyślonym dzień wcześniej kółkiem poprawiając przy tym czas i technikę. W pewnym momencie przekombinowałem, co zaowocowało tym:

Z relacji naocznych świadków wynika, że leciałem przez kierownicę bardzo długo. Zgadzało by się. Świat leciał mi w zwolnionym tempie, a w głowie kotłowała się myśl "zaraz zginę" oraz druga myśl "jak tego uniknąć?". :D Ostatecznie jednak efektownie poleciałem rysując sobie ciut głębiej lewe ramię (poważniejszych obrażeń brak).

Na drugą rundę dołączyło kolejnych 2 śmiałków. Zaczęły też pojawiać się dziury w dętkach. W jednym złośliwym kole.

Kolejna z rzędu guma © Raven

Podczas jednego z pit-stopów przez nieuwagę jeden z kasków postanowił niekontrolowanie oddalić się od grupy, bezwładnie tocząc się po zboczu w dół. Winowajca miał kursa. :)
W pogoni za kaskiem © Raven

Na szczęście gogle postanowiły zatrzymać się dużo wcześniej.

Z innej perspektywy © Raven

Po wszystkim chłopaki pokazali nam inną traskę, obczajoną dzień wcześniej. Krótsza, ale bardzo fajna i momentami techniczna.
Łańcuch żyjący swoim życiem © Raven

Pod koniec dość długi asfalt, dość stromo w dół. Oczywiście nie omieszkaliśmy polecieć całości dwukrotnie. Za drugim razem, mimo kilku przeciwności (ludzie-święte krowy, czy też samochód skręcający w bramę bez kierunkowskazu), udało mi się na granicy przyczepności wyciągnąć z Poisona 70km/h. Nareszcie! :)

Na koniec szczypta podsumowań i statystyk:
-wyjeżdżone 2 karnety na wyciągu krzesełkowym (łącznie 14 odcinków)
-5-10 złapanych gum (w tym ani jednej u mnie)
-1 zmasakrowana sztyca
-1 skrzywiona korba
-1 wgnieciona obręcz
-i rozcięty łuk brwiowy
-2 poharatane ramiona
-1 blizna po tarczy hamulcowej
-dziesiątki małych zadrapań i siniaków
-kilka kilogramów błota zmytego z rowerów
-kilka kilogramów (łącznie) wygrillowanej kiełbasy i kaszanki
-kilka litrów (na głowę) wypitego piwa
O czymś zapomniałem? Nie wiem, ale niektórych aspektów sucho podliczyć nie można. Ogólny bilans baaardzo pozytywny. :)




Przejechane: 29.72 km
w tym teren ~25.00 km

Czas: 02:24 h
Średnia: 12.38 km/h
Maksymalna: 69.63 km/h

Skrzyczne klimaty 3/4

Środa, 2 maja 2012 | Komentarze #0

Miało być bardziej lokalnie, mniej podjazdów/podchodzenia, i więcej lasem - takie postulaty przedstawili mi towarzysze. Mapa w dłoń i zacząłem kombinować. Oto, co wykombinowałem:
Wjazd wyciągiem na Skrzyczne, kawałek w dół zielonym szlakiem, a dalej czerwonym, aż do cywilizacji (o ile można tak nazwać Buczkowice). I to był strzał w 10! Na całości były 2 krótkie podejścia, a tak, to cały czas w dół. No ale po kolei...

Na początku problemy sprawiała pogoda, gdyż zaczynało padać i to coraz mocniej. Ludzie na wyciągu na nasz widok pukali się w głowę, ale my z kamiennymi twarzami i uporem maniaków pchaliśmy się do góry. Na szczycie rozpadało się na tyle, że zatrzymaliśmy się w schronisku coś przekąsić (chleb ze smalcem, herbata, czekolada z bitą śmietaną - mniam).

W schronisku tłok © Raven

Już prawie gotowi © Raven

Cytat: "Je**ni napaleńcy!" :D © Raven

Po posiłku odwrotu nie było, ale niedługo po tym, jak ruszyliśmy pogoda zaczęła się klarować i wyszło palące słońce.

Najpierw przeprawa po kamieniach i korzeniach (lub śniegu) na nogołamiącym zielonym szlaku, pomiędzy turystami, którzy na nasz widok tam gubili szczęki (hmm.. z jednej strony góra, pod kołami metr usianej kamieniami ścieżki, a z drugiej strony przepaść). Śmiem twierdzić, że niektóre kawałki łatwiej przejechać rowerem, niż przejść piechotą.

Następnie głównie kamienisty (te wprost strzelały spod kół), szybki i zdradziecki rajd w dół, a po nim równie szybki leśny singletrack. Na wylocie, na odprężenie kawałek asfaltu, na którym usiłowałem pobić rekord prędkości. Dwukrotnie mi się to nie udało i do przeklętej 70-tki zostały ułamki. Szkoda, niewiele brakowało.

Ścieżka w oddali po prawej tylko z daleka wygląda niewinnie © Raven

Radość zsynchronizowana © Raven

W porę zwalnialiśmy, stawaliśmy, ale ludzie i tak uciekali gdzie popadnie © Raven


Ustrzelony w akcji! © Raven

W oczekiwaniu na klejenie gumy © Raven

Cytat: "Całą górę opie****ił, a na prostej drodze..." - w sumie racja :) © Raven

Na dole 2 się odłączyło, a ja z Bartkiem niewiele myśląc opędzlowaliśmy po pizzy, uzupełniliśmy zapasy wody i polecieliśmy jeszcze raz to samo, tyle, że jeszcze szybciej. :)

Po powrocie okazało się, że mój kompan przydzwonił gdzieś konkretnie tylnym kołem, więc na wieczór zajęcie było. Szkoda, że dopiero w czasie pisania tego tekstu przypomniało mi się, że miałem ze sobą czołówkę. :[
Centrowanie w świetle ogniska © Raven




Przejechane: 26.25 km
w tym teren ~22.00 km

Czas: 02:41 h
Średnia: 9.78 km/h
Maksymalna: 55.81 km/h

Skrzyczne klimaty 2/4

Wtorek, 1 maja 2012 | Komentarze #8

Jeszcze w domu wymyśliłem sobie, że wjedziemy na najwyższy szczyt i po kolei zaliczymy wszystkie niższe wokół Szczyrku (ładnie to widać na wykresie wysokości na tracku GPS):
-Skrzyczne 1257m
-Małe Skrzyczne (1211m)
-Kopa Skrzyczeńska (1191m)
-Malinowska Skała (1152m)
-Malinów (1115m)
-Biały Krzyż (940m)
-Grabowa (907m)
-Kotarz (974m)
-Hyrca (829m)
-Beskidek (860m)

Po śnieżnych akcjach i krytycznym głosie napotkanych rowerzystów plan prawie wziął w łeb, ale miałem w grupie jednego sprzymierzeńca i ostatecznie udało się w liczbie sztuk 4 wyruszyć na realizację. Trochę pomarudzili, ale jakoś poszło. :)

W drodze na Małe Skrzyczne © Raven


Zaczęło się niewinnie, bo z górki i gładko. Dalej szlak przekształcił w wąską ścieżkę usianą kamieniami wielkości kilowych paczek cukru i sporą ilością przerażonych na nasz widok turystów.

Na kolejnym szczycie oczywiście również śnieg. I to sporo. Ludzi również. Jakoś się przedarliśmy, kilka fotek i jedziem dalej.

No, ale jak to w górach bywa: raz z górki, raz pod górkę.
Ściema, ja tam podjechałem :P © Raven

Posiedzenie w oczekiwaniu na resztę © Raven

Niektórym zrobiło się gorąco:
Koksy się opalają © Raven

Tutaj już podjechać się nie dało © Raven

Przez mój błąd nawigacyjny zaliczamy jeden szczyt ekstra (Zielony Kopiec - 1154m). Dobrze, że się w porę zorientowałem i nie obraliśmy kursu na Czechy.
Stromo (zdjęcia strasznie wypłaszczają), ale do zmielenia © Raven

Mała siesta na górze © Raven

Po tym ostatnim połowa ekipy (czyli 2 osoby) wypompowana targaniem rowerów zaczęła kombinować, jak wrócić krótszą drogą. Z górki naturalnie.
Którędy do domu? © Raven

Wiele nie wymyślili i przynajmniej do Przełęczy Samopolskiej dojechać musieli.
Na dole posiłek, po którym Adam z Radkiem wracają asfaltem do Szczyrku (podobno 8km serpentyną lecieli w dół, +50km/h bez dokręcania).
Karkówka vs. naleśniki, czyli dla każdego coś dobrego © Raven

Ja z Bartkiem nie wymiękamy i wbrew zbierającym się chmurom ruszamy dalej, żeby dokończyć eskapadę.

Trochę nas grzmotami i deszczykiem postraszyło, ale było warto.
Końcówka szybko poszła (chwilami nawet za szybko, miałem moment grozy z dużą szybkością, za to bez trakcji i hamulców), a na deser dostaliśmy fajny, szybki asfaltowy zjazd do cywilizacji.

Jak na czas wycieczki, to dystans jest śmieszny. Cóż, taki teren. Krótko, ale za to bardzo treściwie.

P.S. Pierwszy raz zrozumiałem ideę opuszczania siodła na zjazdach, jak prawie zrobiłem OTB.

P.P.S. Nie włączyłem geotagowania w aparacie. :/

P.P.P.S. Zarobiłem na prawej łydce lekko wypalony kształt tarczy hamulcowej kolegi, który niefortunnie zbliżył się do mnie ze swoim rowerem. Tak, bolało.




Przejechane: 9.27 km
w tym teren ~6.00 km

Czas: 00:49 h
Średnia: 11.35 km/h
Maksymalna: 49.10 km/h

Skrzyczne klimaty 1/4

Poniedziałek, 30 kwietnia 2012 | Komentarze #0

Niniejszy wyjazd był planem B wyjazdu z planu A (inny skład, inne miejsce), który z przyczyn wyższych nie doszedł do skutku. Motyw trochę inny, ale równie ciekawy.

Co i jak? Skład spory, bo rozrósł się do aż 6 osób, w dwóch samochodach. Sporo i miałem co do tego obawy, które niestety się potwierdziły (problemy logistyczne, poglądowe i "wyznaniowe"), ale ogólnie udało się całość ogarnąć, a ekipa "aktywna" (czyli nie opierdzielająca się, a jeżdżąca) sukcesywnie malała.
Miejsce: Szczyrk. Cel: wyciąg na Skrzyczne (1257m). Motyw: wjeżdżamy wyciągiem do góry, a na rowerach zjeżdżamy w dół. Opcji zjazdu sporo: od trawiastych stoków, przez kamieniste i bogato ukorzenione ścieżki, na których piesi łamali nogi (nasza ulubione) po drogi (a właściwie ich brak..) dla grubo opancerzonych samobójców na rowerach zjazdowych za grube pieniądze.

Tyle słowem wstępu, dalej poprzeplatam trochę ze zdjęciami.

Po perypetiach z niesłownymi właścicielami kwatery, którzy nie chcieli oddać zaliczki i późniejszym poszukiwaniem nowego noclegu, pierwszy szok pod wyciągiem:

I nasuwa się pytanie, jak wjechać z rowerem na górę? Ile ludzi, tyle sposobów: jedni wieszali, inni trzymali. Ostatecznie każdy jakoś tam usadowił sobie sprzęt na kolanach. Przyznam, że za pierwszym razem miałem trochę cykora i wrażenie to się potęgowało wraz z wjazdem coraz to wyżej, a każdy podmuch wiatru sprawiał, że trzymałem rower coraz mocniej. Kolejne wjazdy były już spoko. :) Trochę komicznie wyglądało wysiadanie:

To co zaskoczyło nas na szczycie, to... śnieg! o.O Chłopaki niewiele myśląc zaczęli rzucać się śnieżkami, na szczęście główny fotograf był sprytny i uniknął ostrzału. Turyści chętnie zrobili nam fotkę:

Skrzyczne: śnieg na szczycie © Raven

...i w drogę. W dół. Obraliśmy rzekomo najłatwiejszy niebieski szlak przeplatający się z linią wyciągu. Okazało się, że miejscami jest tam po kostki śniegu. Bardzo to w jeździe nie przeszkodziło, bo przy tym nachyleniu rower prowadził się jak deska snowboardowa.
Po śniegu jest fajnie w dół, gorzej, jak trzeba było podejść kawałek do góry © Raven

W końcu śnieg się skończył i robiło się coraz szybciej. Nawierzchnia głównie kamienista, nachylenie wymagało prawie ciągłego hamowania, a odpuszczenie klamek powodowało momentalny wzrost prędkości. Fajne uczucie. :) Niestety niedostatki sprzętu i techniki mogą się skończyć np. tak:
Szok pourazowy? © Raven

Była chwila grozy (widziałem moment, w którym leciał przez kierownicę), ale na szczęście skończyło się tylko na rozciętym łuku brwiowym (grzmot musiał być konkretny, bo miał full-face'a). Po oględzinach i sprawdzeniu, czy wszystkie członki są na swoim miejscu, pamiątkowa fotka:
Nie śmiej się dziadku z czyjegoś wypadku © Raven

..a potem czas na opatrywanie ran (funkcja sikania mojego bidonu okazała się niezwykle przydatna).
Camelbak Medical Edition © Raven

Od ogarnięcia kolegi trudniejsze okazało się ogarnięcie roweru. Najwięcej problemów sprawiało wyrwane jarzmo sztycy. Chwytaliśmy się różnych sposobów, w tym "na jaskiniowca":
Epoka kamienia łupanego powraca © Raven

Niestety na niewiele to się zdało i ostatecznie pokombinowałem coś z zipami, byle się trzymało i dało zjechać.
Jarzmo sztycy mocowane zipami, czyli potrzeba matką wynalazku © Raven

Dalej już bez większych niespodzianek, cieszyliśmy się jazdą (albo bezwładnym zsuwaniem się w dół) i widokami.



Dzień kończymy we 4 przy grillu, kiełbaskach i piwie. Dwóch pojechało do szpitala na szycie i prześwietlenie (ostatecznie poważniejszych obrażeń brak).




Przejechane: 93.21 km
w tym teren ~70.00 km

Czas: 05:21 h
Średnia: 17.42 km/h
Maksymalna: 52.36 km/h

Upalnie, lajtowo, towarzysko, krajoznawczo i śmiercionośnie

Niedziela, 29 kwietnia 2012 | Komentarze #9

Skład: Iza, Marysia, Adam, Marcin i ja.

Teraz wyjaśnienie tytułu wpisu:
-Upalnie, bo było upalnie;
-Lajtowo, bo było chyba po równo siedzenia przy ognisku, jedzeniu i trunkach wszelakich, co jazdy;
-Towarzysko - patrz wyżej;
-Krajoznawczo, gdyż celem wycieczki była makieta (w skali 1:1) samolotu w Dłutówku;
-Śmiercionośnie, bo Marysia zabijała swoimi cyckami biedne niewinne motylki. :D



Makieta samolotu w Dłutówku © Raven




Track zerwany pod Konstantynowem, bo brakło mi prądu, ale powrót odbył się taka samą drogą, po ciemku, w świetle lampek. Przy okazji Siwy postanowił nam wtedy udowodnić, że nie długość się liczy i wprost olśnił nas swoim krótkim działkiem. :)

P.S. Zgodnie z prośbami (i, co gorsze, groźbami...) uczestników, zdjęcia z radosnej kąpieli w rzece nie zostają opublikowane. Chcę żyć. :P




Przejechane: 37.09 km
w tym teren ~0.00 km

Czas: 02:16 h
Średnia: 16.36 km/h
Maksymalna: 42.46 km/h

Kolejna rekordowa Masa Krytyczna

Piątek, 27 kwietnia 2012 | Komentarze #0

Upał, można rzec. Poza tym jak to na masie: chyba ustanowiliśmy kolejny rekord frekwencji, która zaskoczyła nawet organizatorów. Szprychówek wystarczyło może dla połowy uczestników (niestety nie załapałem się). Jakoś więcej wrogości i ulicznych awantur, niż zwykle.
Hitem był taksówkarz z Mercedesie, który grzejąc z przeciwka wydzierał się przez otwarte okno: "WYPIER***AĆ!". :D




Przejechane: 58.72 km
w tym teren ~30.00 km

Czas: 03:12 h
Średnia: 18.35 km/h
Maksymalna: 34.91 km/h

Próba generalna

Poniedziałek, 23 kwietnia 2012 | Komentarze #0

..przed planowanym wyjazdem majówkowym. Dzień wcześniej trochę pogrzebałem przy amortyzatorze, ponadto trza było sprawdzić, jak się ma aktualne połączenie sztycy z siodełkiem i przetestować nowy bidon. Później już pewnie nie będę miał kiedy (choć, kto wie, bo w czasie pisania tego tekstu pojawiła się pewna ciekawa propozycja).

Doktorek odezwał się z propozycją, więc ustawiliśmy się na małe co nieco.
Bezstresowa rundka po Grotnickim lesie z przerwami na szaszłyczka z grilla, popstrykanie fotek etc. Stricte towarzysko i rekreacyjnie. Na koniec jeszcze wizyta na stoisku z mapami w Empiku, lody na Złotnie i podjechaliśmy do mnie, żeby wymienić mojemu kompanowi zespół kasetowo-łańcuchowy oraz przy okazji wymienić się zdjęciami.

Dzień bardzo miło spędzony, amor działa jak trzeba, siodełko trzyma się pewnie, a nowy bidon jest genialny.
Mission completed.

Fotografowanie a'la przyczajony tygrys © Raven



Bilet parkingowy © Raven

Z chirurgiczną precyzją © Raven

Skrzydlaty pod napięciem © Raven




Przejechane: 34.94 km
w tym teren ~15.00 km

Czas: 01:52 h
Średnia: 18.72 km/h
Maksymalna: 36.63 km/h

Kiedy kurierzy mówią, że im mało...

Wtorek, 17 kwietnia 2012 | Komentarze #0

Ja wreszcie znalazłem trochę czasu i złożyłem Poisona do kupy, Gabriel dostał nowy hamulec i zachciało mu się testować i tak to się zaczęło. Dołączył do nas Damian (wprost z ostatniego kursu) i ustawiliśmy się o 20 na Placu Wolności z zamiarem podboju lasu.
Nie obyło się bez przygód jeszcze w mieście (rozkopana ul. Łagiewnicaka i błotne kałuże bez dna). Przez las cisnęło się przyjemnie, pulsak pikał sobie radośnie, jako elektroniczny kaganiec, co bym nie przeholował i na drugi dzień był w stanie pracować. Uzbrojeni w spory zapas światła (2x nonamowa, mocna latarka na CREE (Gabriela) + moja Bocialarka i czołówka oślepialiśmy napotkanych przerażonych przechodniów.

Ręczna zmiana biegów (poważnie..) © Raven

Potwór z ulicznych bagien był bezlitosny © Raven

"Przy ziemi cieplej" - stwierdził. (a wówczas było ZERO stopni) © Raven

Zamiast filmów wyszła ziarnista sieczka, ale nie zaszkodziło poeksperymentować. © Raven

Wyjazd przyjemny, trzeba się tak ustawiać częściej, poza miastem, poza pracą.

HZ = 24%
FZ = 63%
PZ = 12%

P.S. Szacun dla Damiana: cisnął za nami równo, na sztywnym, ciut zdezelowanym (nie czarujmy się, sprzęt w mieście, w tym przez całą zimę, służy dzielnie) rowerze, do tego w krótkich spodenkach. Brrrr... :D