Jeżdżę, więc jestem.

Inne informacje znajdziesz tutaj.






Znajomi na Bikestats
Mój Skype
Ujeżdżany sprzęt
Wykres roczny

Archiwum
- Szlakiem Lararń Morskich 2012:
- Dzień 0
- Etap 1: Wolin - Dziwnów
- Etap 2: Dziwnów - Kołobrzeg
- Etap 3: Kołobrzeg - Bobolin
- Etap 4: Bobolin - Rowy
- Etap 5: Rowy - Łeba
- Etap 6: Łeba - Władysławowo
- Etap 7: Hel
- Bonus - rejs po zatoce
- Etap 8: Władysławowo - Gdańsk
- Etap 9: Gdańsk - Krynica Morska
- Epilog: Krynica Morska - Braniewo
- Międzygórze 2012
- Skrzyczne klimaty 2012
- Góry po raz pierwszy 2011
- Udupieni na Jurze 2011
- Drogowa modlitwa rowerzysty
- Zrób to sam: manetka lockout'u
- 2014, Lipiec3 - 9
- 2014, Maj2 - 2
- 2014, Kwiecień5 - 1
- 2014, Marzec8 - 10
- 2014, Luty1 - 14
- 2014, Styczeń1 - 6
- 2013, Grudzień1 - 6
- 2013, Październik1 - 9
- 2013, Wrzesień1 - 0
- 2013, Sierpień3 - 19
- 2013, Lipiec11 - 12
- 2013, Czerwiec6 - 15
- 2013, Maj9 - 25
- 2013, Kwiecień4 - 11
- 2013, Marzec1 - 30
- 2013, Luty3 - 15
- 2013, Styczeń15 - 92
- 2012, Grudzień11 - 23
- 2012, Listopad13 - 53
- 2012, Październik12 - 21
- 2012, Wrzesień14 - 8
- 2012, Sierpień23 - 46
- 2012, Lipiec19 - 20
- 2012, Czerwiec21 - 53
- 2012, Maj20 - 23
- 2012, Kwiecień20 - 17
- 2012, Marzec15 - 25
- 2012, Luty16 - 31
- 2012, Styczeń15 - 29
- 2011, Grudzień17 - 36
- 2011, Listopad17 - 41
- 2011, Październik16 - 24
- 2011, Wrzesień25 - 7
- 2011, Sierpień22 - 12
- 2011, Lipiec23 - 37
- 2011, Czerwiec36 - 56
- 2011, Maj30 - 56
- 2011, Kwiecień34 - 47
- 2011, Marzec27 - 78
- 2011, Luty14 - 5
- 2011, Styczeń17 - 16
- 2010, Grudzień16 - 20
- 2010, Listopad12 - 4
- 2010, Październik26 - 11
- 2010, Wrzesień24 - 38
- 2010, Sierpień7 - 14
- 2010, Lipiec16 - 14
- 2010, Czerwiec3 - 0
- 2010, Maj8 - 18
- 2010, Kwiecień13 - 19
- 2010, Marzec1 - 0
- 2009, Wrzesień1 - 0
- 2009, Maj2 - 0
- 2009, Kwiecień7 - 1
- 2009, Marzec6 - 3
- 2009, Luty3 - 8
- 2009, Styczeń2 - 5
GPS
Dystans całkowity: | 4531.31 km (w terenie 1642.70 km; 36.25%) |
Czas w ruchu: | 264:03 |
Średnia prędkość: | 17.16 km/h |
Maksymalna prędkość: | 71.16 km/h |
Suma podjazdów: | 3421 m |
Maks. tętno średnie: | 153 (77 %) |
Suma kalorii: | 11905 kcal |
Liczba aktywności: | 86 |
Średnio na aktywność: | 52.69 km i 3h 04m |
Więcej statystyk |
w tym teren ~5.00 km
Łódzka Masa Krytyczna - urodzinowa i rekordowa
Piątek, 29 lipca 2011 | Komentarze #0
Pojechałem Poisonem, bo miałem zachciankę, żeby pobujać się dla odmiany na czymś miękkim. Była to dobra decyzja, bo lepsza kontrola dała mi m.in. więcej możliwości w pstrykaniu zdjęć.
Lipcowa Masa Krytyczna zbiegła się z 588 rocznicą nadania Łodzi praw miejskich oraz 188 rocznicą Ulicy Piotrkowskiej. Aby to uczcić odegraliśmy na rynku Manufaktury (który notabene w wybranym miejscu okazał się za ciasny ;)) hymn Łodzi, Prząśniczkę przy pomocy dzwonków i trąbek rowerowych. Dogrywka była na sam koniec, na Placu Wolności.
Rekordowa liczba uczestników - 777 - sprawiła, że dla części z nich (w tym niestety mnie) zabrakło szprychówek. W ramach zadośćuczynienia poszkodowani otrzymali po pamiątkowej pocztówce oraz dzwonku ze stosownym logo. :)
Wielkość wydarzenia niestety pociągnęła za sobą również ilość nieprzyjemnych incydentów w wykonaniu niepokornych kierowców oraz pieszych. Niekiedy nawet Policja i Straż Miejska miały problemy, by przemówić niektórym do rozsądku.
Byłem również świadkiem zadymy, gdy dwóch gnojków na skuterze chciało koniecznie przebić się przez kolumnę. Jeden z "niebieskich" skutecznie małolatów zastopował co odkupił ciosem w szczękę i rozciętą wargą. Naturalnie osobnicy zaraz zostali otoczeni, a jakiś facet z boku gwizdnął im kluczyki od skutera. W tym momencie zmiękli, ale nie było zmiłuj - czekamy na stróżów prawa. Małolatem zajęła się Straż Miejska. Jak sprawa potoczyła się dalej - nie wiem.
Ogółem bardzo pozytywnie, sporo znajomych twarzy, jak zawsze z resztą.
Na koniec jeszcze Ceber zaproponował rundę szosowę przez Łagiewniki, więc wpadło mi kilka kilometrów ekstra.Nie pedałujesz = nie pijesz
© RavenDwóch niepokornych, którzy zmiękli po otoczeniu przez rowerzystów
© RavenKońca nie widać. A właściwie to początku.
© RavenPełna mobilizacja!
© RavenCeber i jego paniczny strach przed dzwonkiem
© Raven..bo Masa jest dla każdego :)
© Raven
w tym teren ~0.00 km
Service Day z grubszą domieszką szosowej rypanki
Wtorek, 26 lipca 2011 | Komentarze #4
Słonecznie i ciepło, ale po deszczowej nocy do lasu raczej nie ma po co się zapuszczać, tym bardziej, że dzień wcześniej doprowadziłem sprzęt do stanu olśnienia. Dzisiaj serwisowa kontynuacja, tyle, że z asfaltowcem. Zakupiwszy ówcześnie smar do łańcucha i odpowiednią spinkę pierwszy raz dokładnie wyczyściłem mu napęd, włącznie z szejkowaniem łańcucha.
Jako, że i tak byłem już uwalony, a Taksówka od jakiegoś czasu dosłownie piszczała, że z tylnym hamulcem u niej coś nie tak, to i tam zajrzałem.Przed i po: czyszczenie napędu
© Raven
EDIT i dogrywka:
Zdzwoniłem się ze Szczepanem. "Za pół godziny u mnie." - usłyszałem. OK. Na miejsce docieram z lekkim poślizgiem.
Godzina 18:24. Kierunek: Łódź - Zgierz - Stryków - Brzeziny - Łódź.
Jest to dalsza część naszej poprzedniej trasy. W planach przejechanie całości na raz + przebicie się jeszcze do Rzgowa. Whatever.
W drodze do Zgierza już było "ciepło": mały korek do ominięcia, a potem szarża pomiędzy TIRami. Nie wiedziałem, że da się takie cuda wyczyniać, ale jak widać Szczepan ma w tym wprawę. Dalej bez większych niespodzianek.
Przed Strykowem zaczyna kropić. Miałem wrażenie, że pakujemy się prosto pod chmurę, ale na szczęście jej oberwania nie uświadczyliśmy.
Przed Brzezinami (jak się później okazało spory kawałek przed nimi - myśleliśmy, że będzie bliżej) stoi Policja i.. łapie nas na ręczny radar! :D Porównując werdykt sympatycznego policjanta ze wskazaniem licznika stwierdzam, że ich urządzenia pomiarowe przekłamują o kilka km w dół (lepiej dla tych łapanych).
Brzeziny. Kropi coraz mocniej i tak już pozostaje aż do Łodzi. W międzyczasie zatrzymujemy się na stacji paliw po dopalacze (Snickers dla mnie, Lion dla Sławka).
Do Łodzi dojeżdżamy już po ciemku, ale za to na sucho i.. nielegalnie. Dlaczego? Wjeżdżając do Łodzi, na dwupasmowej ul.Brzezińskiej, koło centrum handlowego M1 widzimy nasz ulubiony znak B-9, czyli "Zakaz wjazdu rowerów". To którędy do kur** nędzy mamy dalej jechać?! Teleportować się na drugą stronę (przejazdu niet) na jakiś wytwór z kostki fazowanej oznaczony jako droga wspólna dla rowerów i pieszych? Pozostawiam bez dalszego komentarza.
Żegnam się ze Sławkiem, dokręcam jeszcze kilka kilometrów i dojeżdżam do domu z 5-cyfrowym (w tym przecinek ;)) przebiegiem.
HZ = 13%
FZ = 26%
PZ = 59%
w tym teren ~15.00 km
Kiedy serce bije się z rozumem...
Niedziela, 24 lipca 2011 | Komentarze #11
...czyli opowieść o tym, co się dzieje, gdy instynkt okazuje się silniejszy od zdrowego rozsądku.
Prognozy nie pozostawiają złudzeń - ma lać. Lak lało do tej pory, tak lać ma nadal. Ku*** no! Urlop mam (w sensie wolne) i oczywiście deszcz. Fatum jakieś nade mną wisi, czy co?! Już ponad tydzień będzie, jak nie siedziałem konkretniej na rowerze - dość! Jadę!
Prognoza szczegółowa mówi, że padać ma dopiero koło 19. No to git. Telefon do Siwego i ustawiamy się na konkretną godzinę i w drogę.
Ledwie wyszedłem, a "ksiądz kropidłem kropi". Tragedii nie ma, lecz po kilku kilometrach święcenie zamienia się w śmingus dyngus. I tak już jestem umoczony, więc nie zważając na to jadę dalej, co będzie, to będzie.
Nie zdążyłem jeszcze dobrze wjechać do lasu, a w Parku Mickiewicza zaliczam efektowną glebę. Lekki deszczyk, spora prędkość, matka z dzieckiem w wózku na drodze, tuż przed nią kilka schodków, tuż za nią zakręt oraz klasyczny przykład niedostosowania prędkości do warunków panujących na drodze. Rower ożył i postanowił pojechać po swojemu. Wstaję, ogarniam, co się właściwie stało, zbieram klamoty, zapewniam parę staruszków obok, że nic mi nie jest, otrzepuję się, życzę miłego dnia i jadę dalej. Ułamanej klapki w bidonie tylko szkoda.
Ponownie telefon do Marcina - ten wymięka z powodu deszczu. Mnie jest już wszystko jedno, więc jadę dalej. Trochę pokręciłem się po okolicy, raz padało bardziej, raz mniej. Nawet bardzo się nie utytłałem, choć wodą nasiąkłem zdrowo.
Wracając do cywilizacji, trochę okrężną drogą zajeżdżam jeszcze na lody, gdzie miła pani proponuje poratowanie mnie plastrem (dziękuję i odmawiam, do domu kawałek).
W sumie wiadomo było, że ma lunąć. Czy było warto? Tak. Tylko roweru myć się nie chce..Nieciekawie wygląda, ale kości całe
© RavenTemperatura spada
© RavenJemu deszcz nie przeszkadza
© RavenPada, pada i pada..
© Raven
EDIT: W ramach wyjaśnień mapka wypadkowo-poglądowa. Dodam tylko, że miejsce krasy było wyasfaltowane (tj. w połączeniu z wodą pieruńsko śliskie).
w tym teren ~70.00 km
Zielone zaliczenie
Sobota, 9 lipca 2011 | Komentarze #4
"Jutro zielony szlak w PKWL, miejsce i czas zbiorki do ustalenia, wchodzisz w to?"
SMSa o takiej treści dostałem w piątek rano od Xanagaza. Po krótkiej weryfikacji, czy mam być tego dnia w pracy odpowiedziałem, że wchodzę.
Nazajutrz, na miejscu zbiórki stawiam się ja, Xanagaz i spóźniony Silenoz. Dołącza też do nas przypadkowo spotkany niejaki Piotrek (jak się później okazało, w połowie wycieczki musiał zawrócić).
Nie byłbym sobą, gdybym, nie napomknął o pewnej nieprzyjemnej rzeczy, a mianowicie sytuacji pod znanymi łódzkimi kasztanami, gdzie to się umówiliśmy. Jako, że była to godzina 10, w sobotę, tak więc jak zwykle zbierają się tam lokalne koksy na trening. Jak się pojawiłem około 9:50 na miejscu było bodajże 2. Przez 10 kolejnych minut zebrało się ich ze dwudziestu, a przywitał się... jeden! Reszta tylko patrzyła z pogardą na "tych z innej bajki". Teraz czas na pointę: byli to szosowcy.. Nie lubię wrzucać wszystkich do jednego worka (bo zawsze znajdą się wyjątki), ale do większości "asfaltowców" mam po prostu awersję biorąc pod uwagę, jak bardzo są zadufani w sobie i swoich błyszczących karbonowych, pozłacanych, (etc, etc..) zabawkach. Nie pisałbym tego, gdyby to był pierwszy raz, ale taka sytuacja spotkała mnie już kilkakrotnie, co jest właściwie nie do pomyślenia w środowisku MTB. To jest norma, czy tylko w Łodzi tak jest?
To tyle tak na marginesie, oczywiście nie chcę tutaj nikogo urazić oraz szufladkować, bo zdaję sobie sprawę, że nie wszyscy są tacy sami. Peace, love & understanding. No.. Może z małymi wyjątkami.
Wracając do wycieczki: ruszamy. Kierunek: Kaloryfer, a na nim Triss. W kompletnym składzie, uzbrojeni w 2 mapy i GPS ruszamy na podbój zielonego szlaku, miejscami dosłownie zapomnianego, lecz to tylko dodawało fun'u całej eskapadzie, gdyż urozmaicało ją o przeprawy przez bagna/gęste pola/zarośnięte lasy.
Całość ze szczegółami opisał Tomek:
http://xanagaz.bikestats.pl/530842,Zielony-szlak-i-inne-atrakcje.html
Ja tylko uzupełnię to o małą relację foto.Odwrotu nie ma, tak więc przejść jakoś trzeba
© RavenBo domowe żarcie to podstawa: ryż z serkiem
© RavenHeroiczna wspinaczka, bo nie chciało się iść dookoła
© RavenSmarowane oliwą z pierwszego tłoczenia
© RavenWesoło przez pole...
© Raven...i trochę mniej wesoło
© RavenTajemne metody komandosów: wiązanie włosów zbożem
© Raven"Gdzie dalej?" "Jak to gdzie? Prosto!"
© RavenZasłużona wyżerka
© RavenTrochę wody dla ochłody
© RavenJak nie ma gdzie umyć, to trzeba wywietrzyć :P
© RavenTwierdził, że nie przejdzie - zmienił zdanie na widok obiektywu
© RavenFinalne grillowanie
© Raven
Zielony szlak zaliczony!
HZ=45%
FZ=31%
PZ=10%
P.S. Myślałem, że to ja jestem marudny, ale poznając Silenoza poczułem się dowartościowany. :D
w tym teren ~0.00 km
Operacja: Jeziorsko
Wtorek, 28 czerwca 2011 | Komentarze #10
Wytyczne misji:
Cel: Zbiornik Jeziorsko
Kilometrarz: 150+
Nawierzchnia: Utwardzona
Przewidywany czas: Od "jak wstanę i się wybiorę" aż do zmroku
Liczebność: 1
Godzina 9:06 wyruszam w kierunku Rąbienia, uzbrojony w banany, batoniki i ponad 2l Isostara. Pierwsze 20km w ramach rozgrzewki, lajtowo, potem prędkość rośnie. Muzyka gra (przy takim wiejskim klimacie i gładkim asfalcie, to nawet "Złotych Przebojów 101,3" dobrze się słucha - przynajmniej dopóki jest zasięg), prędkość przelotowa w okolicach 25-30km/h. Do ponad 70 kilometra licznik wskazuje średnią 27km/h, oby tak dalej, noga podaje. Jakoś tak lekko się jedzie, za lekko. W końcu docieram do celu (prawie punkt 12:00). Namierzam znajomą plażę (raz już tam byłem) i rozbijam mały obóz, co by chwilę odpocząć, pogapić się w wielką wodę i popstrykać. Bez napinki, w końcu do tej plaży dążyłem.
Ruszam dalej, betonowe płyty trochę dają się we znaki, ale nie ma tragedii. Jest zapora, wieje masakrycznie. Pstrykam trochę fotek i kieruję się w stronę Uniejowa. I tutaj droga przez mękę: nie dość, że pod górę, to jeszcze porywisty wiatr prosto w mordę. :/ W pobliskim sklepie uzupełniam zapasy o 2 banany, bułę i Snickersa, w międzyczasie na liczniku, w opcji "Trip Dist" pojawia się 5 cyrf (z tego dwie po przecinku) - teraz "z górki". Za Uniejowem, w okolicach 110km pojawia się kryzys, który szybko przybiera chyba najgorsze znane stadium, tj. "Pier***ę - nie jadę!". Buła i banan nie pomagają, ratuje mnie Snickers, jakoś się jedzie (choć ten odcinek aspiruje do miana najnudniejszego na trasie). Parzęczew się zbliża, motywacja wzrasta i jakoś sił przybywa. Minąłem go, wsunąłem drugiego banana z drugą połową buły i jakoś się jedzie, dobrze, że z górki. Dalej do Aleksandrowa droga ciągnie się jak flaki z olejem.
Przebłysnęła mi wcześniej myśl, że jak się wyrobię czasowo, to podjadę jeszcze na lody na Złotno. Do Łodzi wjeżdżam prawie równo o 18 (wyrobiłem się), więc wprowadzam ten niecny plan w życie (był malinowe!).
Dzień kończę z rekordowym dla mnie przebiegiem i opalenizną a'la złocisty kurczak z rożna po kolarsku. Ponadto zaczynam dostrzegać zalety dłuższej jazdy solo, m.in.: samemu sobie ustalam tempo, przystanki robię kiedy chcę, nie muszę z nikim konsultować zmian trasy.
Misja ukończona.
Zdjęcia zawierają geotagi.
P.S. Na trasie mijałem wiele rozmaślonych na asfalcie (przez samochodowe koła) zwierzątek. Jakiś kot, jakiś pies (chyba pies, bo był tak sprasowany, że to bardziej wyglądało na mielonkę z ogonem..), myszka, lis, a nawet coś na kształt tchórzofretki.
w tym teren ~17.00 km
Manewry (przeciw)lotnicze
Środa, 22 czerwca 2011 | Komentarze #0
Ceber, Inimicus i ja. Spontanicznie. Kierunek: Rudzka Góra. Najpierw uphill (3/4 podjechane, dalej się nie dało, więc z buta) pogadanka i czas na downhill. Wybraliśmy najłatwiejszą technicznie (tylko pozornie) ścieżkę, którą zaproponował Kuba. Nie chciał jechać pierwszy, bo twierdził, że będzie nas spowalniał hamując, ale go przekonaliśmy, że poczekamy chwilę. Pojechał, potem ja, a za mną Maciek. Początek fajny, więc dokręciłem, potem chwila grozy na piaskowym zakręcie. Ostro się zrobiło za nim, w kamienistych koleinach. Prędkość spora, przyczepność minimalna, hamowanie nie ma większego sensu, a może tylko pogorszyć sprawę. Zbliżał się kolejny zakręt i wyjście miałem jedno: w ułamku sekundy wybrać miejsce poza trasą, w którym będzie w miarę miękkie lądowanie. Niestety nim się namyśliłem już szybowałem prosto w wielkie krzaczory. :/ Ale było mega! :D W tym czasie z dołu zaczął nas nawoływać Kuba, już nawet zawrócił i słyszymy z góry donośne "KUR*AAAAAA!" - jak się później okazało Maciek miał mniej szczęścia i zakręt wcześniej wylądował w pokrzywach. :D
Kuba poprowadził nas jeszcze rundką po okolicznym lesie i na koniec podjazd (podobno niepodjeżdżalny). Oczywiście podjechaliśmy. Wnet za nami pojawił się z językiem na wierzchu nasz przewodnik i ostatnim tchem rzekł:
"A teraz jeźdźta se kur** gdzie chceta!"
Chwila odpoczynku (tj. wyżerki dla małych latających wampirów), powrót do cywilizacji i się rozdzielamy. Kuba wraca do domu, a my z Maćkiem lecimy jeszcze do IKEI na hot-dogi (wcześniej urządzając sobie małą szarżę na podziemnym parkingu Portu Łódź) i na lotnisko by objechać je już bez większych niespodzianek.Powiadam Wam, Polibuda jest tam!
© RavenOdzyskiwanie kontroli w toku
© RavenAwaryjne lądowanie po niekontrolowanym locie
© RavenWyżerka dla gigantycznych komarów
© Raven
HZ = 28%
FZ = 35%
PZ = 31%
w tym teren ~30.00 km
Rekreacja z rozlewem krwi
Wtorek, 21 czerwca 2011 | Komentarze #2
Celince udało się wyciągnąć Inimicusa na rower, tak więc postanowiłem się podłączyć do wycieczki. Takie tam kręcenie się po lesie i nie lesie, "niebieski", górka w Dobrej etc. Potem pojawił się Szczepan ze swoim nowym, niestrzelającym rowerem (a właściwie to nową ramą, bo reszta klamotów z przeszczepu). Zostaliśmy we dwóch, bo reszta się rozjechała, więc jeszcze małe kółko na zielony i do "wąwozów".
OK, a gdzie tu krew? A no na wspomnianych wąwozach, na jednym podjeździe z hukiem strzelił mi łańcuch z blatu i wyrżnąłem w coś kolanem. Do końca nie wiem, co to było, ale biorąc pod uwagę kształt dwóch "dziur" w lewym kolanie obstawiam albo cyngle manetki, albo pedał.No to dalej z buta
© RavenKuba się UŚMIECHA! :O
© RavenNowa zabawka pechowego Sławka
© Raven"Geometria ram, alu-śrubki, waga lakieru.. pff.. a niech se pogadają.."
© Raven"Nadal krzywo! Jeszcze 0,5mm w lewo!"
© Raven
HZ = 44%
FZ = 25%
PZ = 17%
w tym teren ~16.00 km
Human Slalom
Sobota, 4 czerwca 2011 | Komentarze #5
Miało być coś tam z Siwym, ale ten popsuł Speca, więc było solo. Jednym zdaniem można dzisiejszy dzień określić następująco:
Tak, wyżyłem się!
Najpierw na Zdrowiu, pomiędzy ZOO, a lunaparkiem jak to zwykle w weekendy masa ludzi, więc slalomem, dokręcając. W międzyczasie sprawunki na mieście. Na Pietrynie trafiam na manifestację nawołującą do legalizacji marihuany. Prawdziwa jazda się zaczęła, kiedy wjechałem między drzewa w lesie łagiewnickim, a tam, w miarę zbliżania się do Arturówka kolejna porcja żywego mięsa wciąż się powiększała. Rundka niebieskim (dawno tak tam nie grzałem, do tego na centymetry dosłownie między drzewami) i powrót ponownie przez Arturówek - jeszcze bardziej zatłoczony. Cały czas zabawa na granicy przyczepności, a przygrywała mi m.in. taka nuta:
A na koniec pojechałem na lody. ;)
HZ=19%
FZ=30%
PZ=47%
w tym teren ~7.00 km
Podwójne lody
Czwartek, 2 czerwca 2011 | Komentarze #3
Samotne kręcenie ("byle kręcić") z dobrą nutą w słuchawkach i wykorzystywanie dnia wolnego, by poruszać się na powietrzu. Wycieczka ze startem i metą pod moją ulubioną lodziarnią (naturalnie lody były 2-krotnie :)).Łagiewniki, Arturówek - panorama
© RavenZ cyklu "Tu mnie jeszcze nie było": Poison na dachu 11-to piętrowego wieżowca
© Raven
HZ=28%
FZ=47%
PZ=22%
w tym teren ~15.00 km
Grotniki po ciemku? Czemu nie.. :)
Poniedziałek, 30 maja 2011 | Komentarze #0
Kolejna wycieczka z cyklu Nie ma czasu w dzień, to jeździ się w nocy. Jako, że do późna w pracy, to nawet nie myślałem o żadnej konkretniejszej jeździe na rowerze, a już w ogóle, że przekręcę 50km. "Pomiędzy jednym klientem, a drugim" Szczepan puszcza hasło: "Rower, dzisiaj, wieczór!". No i cóż ja mogłem odpowiedzieć? :) Przy okazji pojawia się Siwy z Izką, tak więc grupa chętnych się powiększyła. Tuż po pracy dostaję telefon z propozycją pojeżdżenia po okolicach Grotnik. Trochę daleko, ale co tam. Zbiórka w Zgierzu około godziny 23. Ze Sławkiem umawiam się na 22:15, dojeżdżam na 22:30, wyruszamy kolejne 5min później. Straty czasowe trzeba było nadrobić, więc ogień. W Zgierzu tak nam się fajnie i dość szybko jechało, że lawirując pomiędzy TIRami (a właściwie oni pomiędzy nami) przegapiłem McDonald'sa, za którym mieliśmy skręcić.. 5 km ekstra, ale przyjemnie było. Jeszcze chwila błądzenia i w końcu ekipa w komplecie.
Kawałek po lesie i zapada decyzja o zamianie lampek pomiędzy Marcinem i Izą. Jako, że nie szło mu to przekręcanie, po kilku ziewnięciach w końcu ruszamy, by.. się zatrzymać - złapał gumę. Tak dmuchnął wymienioną dętkę, że ta z hukiem wybuchła. :P Ratuję go przed zabawą w wyklejanki dętką za 5zł i jedziemy. Fajne kręte ścieżki, dużo korzeni i gałęzi strzelających spod kół, trochę błota, nawet bagienko jakieś się znalazło, a na koniec spory piaszczysty kawałek. Przyjemna wycieczka z elementami grozy (vide: tajemnicza kobieta z latarką, która nagle wyszła z lasu), ani się obejrzeliśmy i wybiła 1 w nocy, a Sławek rano do pracy, więc odwrót.
Z powrotem, na wylotówce tak, jak i na początku noga dobrze podawała. Padły mityczne słowa "Dawaj, trzeba poprawić średnią" i rekreację szlag trafił. :) Ile fabryka dała, kawałek nawet pod TIRa udało się podczepić.
Kolejny udany spontan. Szkoda tylko, że nie wziąłem opaski od pulsometru, bo odczyty mogły by być ciekawe.Kombinacje oświetleniowe
© RavenLedwo las i już powietrza brak
© RavenCzym spuścić powietrze z dętki? No jak to czym: kolczykiem!
© RavenUtracone dzieciństwo zostało odzyskane?
© RavenEkipa w komplecie
© Raven