Jeżdżę, więc jestem.


avatar Niniejszy blog rowerowy prowadzi Mateusz vel. Raven, który z pofabrycznej Łodzi pochodzi. Od początku 2009 roku (od kiedy prowadzi tutaj statystyki) przejechał 28483.21 kilometrów, w tym 4325.30 po wertepach. Jeździ ze średnią prędkością 19.69 km/h.
Inne informacje znajdziesz tutaj.
button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl

Znajomi na Bikestats

Mój Skype

Mój stan

Ujeżdżany sprzęt

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Raven.bikestats.pl

Archiwum


Przejechane: 9.27 km
w tym teren ~6.00 km

Czas: 00:49 h
Średnia: 11.35 km/h
Maksymalna: 49.10 km/h

Skrzyczne klimaty 1/4

Poniedziałek, 30 kwietnia 2012 | Komentarze #0

Niniejszy wyjazd był planem B wyjazdu z planu A (inny skład, inne miejsce), który z przyczyn wyższych nie doszedł do skutku. Motyw trochę inny, ale równie ciekawy.

Co i jak? Skład spory, bo rozrósł się do aż 6 osób, w dwóch samochodach. Sporo i miałem co do tego obawy, które niestety się potwierdziły (problemy logistyczne, poglądowe i "wyznaniowe"), ale ogólnie udało się całość ogarnąć, a ekipa "aktywna" (czyli nie opierdzielająca się, a jeżdżąca) sukcesywnie malała.
Miejsce: Szczyrk. Cel: wyciąg na Skrzyczne (1257m). Motyw: wjeżdżamy wyciągiem do góry, a na rowerach zjeżdżamy w dół. Opcji zjazdu sporo: od trawiastych stoków, przez kamieniste i bogato ukorzenione ścieżki, na których piesi łamali nogi (nasza ulubione) po drogi (a właściwie ich brak..) dla grubo opancerzonych samobójców na rowerach zjazdowych za grube pieniądze.

Tyle słowem wstępu, dalej poprzeplatam trochę ze zdjęciami.

Po perypetiach z niesłownymi właścicielami kwatery, którzy nie chcieli oddać zaliczki i późniejszym poszukiwaniem nowego noclegu, pierwszy szok pod wyciągiem:

I nasuwa się pytanie, jak wjechać z rowerem na górę? Ile ludzi, tyle sposobów: jedni wieszali, inni trzymali. Ostatecznie każdy jakoś tam usadowił sobie sprzęt na kolanach. Przyznam, że za pierwszym razem miałem trochę cykora i wrażenie to się potęgowało wraz z wjazdem coraz to wyżej, a każdy podmuch wiatru sprawiał, że trzymałem rower coraz mocniej. Kolejne wjazdy były już spoko. :) Trochę komicznie wyglądało wysiadanie:

To co zaskoczyło nas na szczycie, to... śnieg! o.O Chłopaki niewiele myśląc zaczęli rzucać się śnieżkami, na szczęście główny fotograf był sprytny i uniknął ostrzału. Turyści chętnie zrobili nam fotkę:

Skrzyczne: śnieg na szczycie © Raven

...i w drogę. W dół. Obraliśmy rzekomo najłatwiejszy niebieski szlak przeplatający się z linią wyciągu. Okazało się, że miejscami jest tam po kostki śniegu. Bardzo to w jeździe nie przeszkodziło, bo przy tym nachyleniu rower prowadził się jak deska snowboardowa.
Po śniegu jest fajnie w dół, gorzej, jak trzeba było podejść kawałek do góry © Raven

W końcu śnieg się skończył i robiło się coraz szybciej. Nawierzchnia głównie kamienista, nachylenie wymagało prawie ciągłego hamowania, a odpuszczenie klamek powodowało momentalny wzrost prędkości. Fajne uczucie. :) Niestety niedostatki sprzętu i techniki mogą się skończyć np. tak:
Szok pourazowy? © Raven

Była chwila grozy (widziałem moment, w którym leciał przez kierownicę), ale na szczęście skończyło się tylko na rozciętym łuku brwiowym (grzmot musiał być konkretny, bo miał full-face'a). Po oględzinach i sprawdzeniu, czy wszystkie członki są na swoim miejscu, pamiątkowa fotka:
Nie śmiej się dziadku z czyjegoś wypadku © Raven

..a potem czas na opatrywanie ran (funkcja sikania mojego bidonu okazała się niezwykle przydatna).
Camelbak Medical Edition © Raven

Od ogarnięcia kolegi trudniejsze okazało się ogarnięcie roweru. Najwięcej problemów sprawiało wyrwane jarzmo sztycy. Chwytaliśmy się różnych sposobów, w tym "na jaskiniowca":
Epoka kamienia łupanego powraca © Raven

Niestety na niewiele to się zdało i ostatecznie pokombinowałem coś z zipami, byle się trzymało i dało zjechać.
Jarzmo sztycy mocowane zipami, czyli potrzeba matką wynalazku © Raven

Dalej już bez większych niespodzianek, cieszyliśmy się jazdą (albo bezwładnym zsuwaniem się w dół) i widokami.



Dzień kończymy we 4 przy grillu, kiełbaskach i piwie. Dwóch pojechało do szpitala na szycie i prześwietlenie (ostatecznie poważniejszych obrażeń brak).




Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!