Jeżdżę, więc jestem.


avatar Niniejszy blog rowerowy prowadzi Mateusz vel. Raven, który z pofabrycznej Łodzi pochodzi. Od początku 2009 roku (od kiedy prowadzi tutaj statystyki) przejechał 28483.21 kilometrów, w tym 4325.30 po wertepach. Jeździ ze średnią prędkością 19.69 km/h.
Inne informacje znajdziesz tutaj.
button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl

Znajomi na Bikestats

Mój Skype

Mój stan

Ujeżdżany sprzęt

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Raven.bikestats.pl

Archiwum


Przejechane: 55.14 km
w tym teren ~0.50 km

Czas: 02:41 h
Średnia: 20.55 km/h
Maksymalna: 38.20 km/h

Taxi - kurs 273 - Wkurwienie & adrenalina

Wtorek, 24 stycznia 2012 | Komentarze #4

Dzień zaczął się fajnie. Lekki mrozik, na drogach sucho i pomimo, że wszędzie było więcej soli, niz śniegu, jechało się fajnie. Do czasu..

Pierwszy zgrzyt, kiedy czekałem sobie na przesyłkę konduktorską na widzewskim dworcu. Tuptając sobie w te i wewte zauważyłem, że, o zgrozo, psują mi się buty i to obydwa w tym samym miejscu. Co się stało? Pomiędzy dwoma rzepami normalnie zaczęły się rozdzierać. Cóż.. Jak moja rodzicielka-krawcowa nic nie poradzi, to pewnie wylądują u szewca, bo przecież ich nie wyrzucę.
Potem, jadąc sobie dalej zaczęły się problemy z wolnobiegiem: co jakiś czas nie chciał się zazębiać. Niestety zjawisko się nasilało, w końcu działał, jak chciał. Nie było mi do smiechu, jak rower mi się "zasprzęglił" na środku skrzyżowania Przybyszewskiego i Rydza Śmigłego. :/ Uratował mnie refleks i w miarę jeszcze działajace hamulce. Dałem cynk do bazy, że mam kłopoty i postanowiłem doręczyć ostatnią przesyłkę. Kiedy to zrobiłem, już z miejsca nie ruszyłem... Zimno, drugi koniec miasta, uziemiony. Pięknie! A do tego jeszcze jedną krajówkę miałem i jakoś trza było ją dostarczyć do bazy przed 18tą. Pizgnąłem rower pod drzewo i kminię co zrobić. Z komunikacji miejskiej z rowerem nie skorzystam, bo to by uwłaczało mojej godności (prędzej z Chojen na Teofilów w SPDach pomaszeruję, o!). Na szczęście nie byłem do tego zmuszony, po krótkim telefonie udało mi się skombinować transport samochodowy.
Potem jeszcze do Decathlonu, co by nabyć nowe buty z przeceny, takie, jakie sprawił sobie Kuba i do domu walczyć z rozpieprzonym sprzętem. Zapieczonego dziadostwa (tj. dekla od wolnobiegu) odkręcić nie mogłem, co zaowocowało kolejnym szybkim kursem do Deca, bo tam mają taki śmieszny klucz z dwoma dzyndzlami (a i zapomniałem, że tam jest lewy gwint -.-). W domu czarny scenariusz się potwierdził (pochrupane zapadki) i ogółem wszystko przeżarte - paskudny widok. Do północy walczyłem ze szrotem, starym kołem ze starym wolnobiegiem, 180 malutkimi kuleczkami (po 90 na sztukę), syfem i smarem. Ostatecznie udało mi się złożyć coś, co w miarę działało. Masakra.

Dzieło zniszczenia wody, błota i soli drogowej, czyli nowy nieuszczelniany wolnobieg + niecałe 2 miesiące zimowej jazdy po mieście © Raven

Kategoria 50-100km, Kurierka, Na twardo, Solo, Z fotkami i filmami


<< Poprzedni wpis: Taxi - kurs 272
>> Następny wpis: Taxi - kurs 274
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!



Komentarze
Raven
| 11:58 piątek, 3 lutego 2012 | linkuj Teoretycznie jest to wolnobieg BMXowy, a takim sprzętem teoretycznie w tak skrajnych warunkach się nie jeździ. Na sucho działa i cyka ładnie, jak dostanie solidną dawkę wszelkiej maści drogowego syfu - już mniej. Przynajmniej kosztuje niewiele.
kundello21
| 10:27 piątek, 3 lutego 2012 | linkuj Jest masakra...
Uszczelnili by to jakoś i by pożyło dłużej.
Raven
| 21:39 środa, 1 lutego 2012 | linkuj Niby tak, ale ja i tak nie uznaję ostrego koła w mieście i uważam je za niepraktyczne.

Dzieje się, dzieje.. Jest coraz ciekawiej, bo teraz są cyrki przez te arktyczne mrozy, ale o tym w kolejnych wpisach. ;) Cóż, nigdzie nie ma wiecznie sielanki. Harówa to może za dużo powiedziane (próbowałem gorszych zajęć), ja bym to bardziej nazwał swego rodzaju wyzwaniem, któremu trzeba stawić czoła. Przy okazji jest konkretny trening wytrzymałościowy (no i kondycję człek trzyma), a i jest co wspominać. Sprzęt po dupie dostaje, no ale taka jego rola, trzeba to wrzucać w koszta (a te biorąc pod uwagę przebiegi jakieś kolosalne nie są).
Wyżyć, to jak sam wiesz, się z tego nie wyżyje (szkoda), ale póki mam ku temu sposobność i warunki, to mogę się pobawić, gdyż mimo wszystko jest to fajna przygoda.
A tymczasem koniec wywodów na dziś, czas spać, bo zaraz się przekręcę... Jutro czeka mnie kolejny dzień boju.
siwy-zgr
| 15:38 środa, 1 lutego 2012 | linkuj Chyba m.in. dlatego ostre koło króluje w kurierce. Powiem Ci, że jak czytam co się u Ciebie dzieje, to się cieszę, że odpuściłem. Kurierka jest FAJNA w lato, jak jest umiarkowana pogoda, a deszczyki ciepłe.
W każdych innych warunkach, to ciężka harówa dla człowieka i sprzętu. Pomijam względy finansowe, bo różni ludzie mają różne wymagania.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!