Jeżdżę, więc jestem.


avatar Niniejszy blog rowerowy prowadzi Mateusz vel. Raven, który z pofabrycznej Łodzi pochodzi. Od początku 2009 roku (od kiedy prowadzi tutaj statystyki) przejechał 28483.21 kilometrów, w tym 4325.30 po wertepach. Jeździ ze średnią prędkością 19.69 km/h.
Inne informacje znajdziesz tutaj.
button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl

Znajomi na Bikestats

Mój Skype

Mój stan

Ujeżdżany sprzęt

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Raven.bikestats.pl

Archiwum


Przejechane: 102.75 km
w tym teren ~20.00 km

Czas: 05:55 h
Średnia: 17.37 km/h
Maksymalna: 42.00 km/h

Surwiwal okołotuszyński

Niedziela, 25 września 2011 | Komentarze #0

Ja, Xanagaz, Pixon, Smerf Doktorek (ubrał się w smerfnie niebieskie wdzianko ;)) i Nikosh. Kierunek: szeroko pojęte lasy tuszyńskie. Po drodze zapada decyzja o ognisku gdzieś nad wodą, więc po wcześniejszych stosownych zakupach udajemy się w kierunku wspomnianej wody - w oko wpadły akweny w okolicach Żeromina. Po długich bojach, przeprawach przez pola, lasy, chaszcze itp. atrakcje okazuje się, że jezioro.. wyschło. A przynajmniej akurat ta część, do której się dostaliśmy. -.-
Teraz patrząc na zdjęcia satelitarne to widać, lecz na mapach normalnie figurują jako woda. Ręce opadają, no ale kto mógł wiedzieć?
Mimo moich wniosków o odwrót opinia publiczna stwierdziła "ni chu*a, nie wracamy tam, jedziemy dalej - musi być inne wyjście". I to był błąd, który przepłaciliśmy 2h łażenia w kółko po miejscach zapomnianych przez ludzkość, licznymi zadrapaniami (krew również się polała) oraz poparzeniami (w życiu nie widziałem tak wielkich pokrzyw), zniszczonymi skarpetkami i smerfnymi spodenkami Doktorka (przez jakieś samorozsiewające się dziadostwo, które włazi prawie wszędzie).
Łaziliśmy tak sobie po wyschniętym korycie pokrytym dziwną roślinnością miejscami wyższą od nas. Z jednej strony to, skąd przyszliśmy, z drugiej upragniona cywilizacja, od której dzielił nas.. kanał. Jak nie urok to sraczka. Całość widać na zakręconym tracku GPS. Tereny w sumie malownicze, tyle, że autentycznie odcięte od świata.
W końcu znalazłem przejście na drugą stronę i udało się jakoś stamtąd wyjść. Prawie całowaliśmy asfalt z radości, ale ogniska już się odechciało ze względu na późną porę (ostatecznie wrąbaliśmy kiełbasę na zimno).

Tyle "podwórkowej łaciny" na raz nie słyszałem dawno, chłopaki do tej pory klną na samą myśl o tej wycieczce, a mnie.. może jestem nienormalny, ale mnie się podobało! :D A pokrzywy są dobre na krążenie, o! :P

Z mojej strony wrzucam wspomniany track, a zainteresowanych zdjęciami z eskapady zapraszam na blog Pixona.

Kategoria 50-100km, GPS, Offroad, W towarzystwie


<< Poprzedni wpis: Objazd trasy Mazovii z cyklomaniaczą ekipą
>> Następny wpis: Taxi - kurs 215
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!



Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!