Jeżdżę, więc jestem.


avatar Niniejszy blog rowerowy prowadzi Mateusz vel. Raven, który z pofabrycznej Łodzi pochodzi. Od początku 2009 roku (od kiedy prowadzi tutaj statystyki) przejechał 28483.21 kilometrów, w tym 4325.30 po wertepach. Jeździ ze średnią prędkością 19.69 km/h.
Inne informacje znajdziesz tutaj.
button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl

Znajomi na Bikestats

Mój Skype

Mój stan

Ujeżdżany sprzęt

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Raven.bikestats.pl

Archiwum


Przejechane: 50.16 km
w tym teren ~15.00 km

Czas: 02:14 h
Średnia: 22.46 km/h
Maksymalna: 42.96 km/h

Kiedy serce bije się z rozumem...

Niedziela, 24 lipca 2011 | Komentarze #11

...czyli opowieść o tym, co się dzieje, gdy instynkt okazuje się silniejszy od zdrowego rozsądku.

Prognozy nie pozostawiają złudzeń - ma lać. Lak lało do tej pory, tak lać ma nadal. Ku*** no! Urlop mam (w sensie wolne) i oczywiście deszcz. Fatum jakieś nade mną wisi, czy co?! Już ponad tydzień będzie, jak nie siedziałem konkretniej na rowerze - dość! Jadę!

Prognoza szczegółowa mówi, że padać ma dopiero koło 19. No to git. Telefon do Siwego i ustawiamy się na konkretną godzinę i w drogę.

Ledwie wyszedłem, a "ksiądz kropidłem kropi". Tragedii nie ma, lecz po kilku kilometrach święcenie zamienia się w śmingus dyngus. I tak już jestem umoczony, więc nie zważając na to jadę dalej, co będzie, to będzie.

Nie zdążyłem jeszcze dobrze wjechać do lasu, a w Parku Mickiewicza zaliczam efektowną glebę. Lekki deszczyk, spora prędkość, matka z dzieckiem w wózku na drodze, tuż przed nią kilka schodków, tuż za nią zakręt oraz klasyczny przykład niedostosowania prędkości do warunków panujących na drodze. Rower ożył i postanowił pojechać po swojemu. Wstaję, ogarniam, co się właściwie stało, zbieram klamoty, zapewniam parę staruszków obok, że nic mi nie jest, otrzepuję się, życzę miłego dnia i jadę dalej. Ułamanej klapki w bidonie tylko szkoda.

Ponownie telefon do Marcina - ten wymięka z powodu deszczu. Mnie jest już wszystko jedno, więc jadę dalej. Trochę pokręciłem się po okolicy, raz padało bardziej, raz mniej. Nawet bardzo się nie utytłałem, choć wodą nasiąkłem zdrowo.

Wracając do cywilizacji, trochę okrężną drogą zajeżdżam jeszcze na lody, gdzie miła pani proponuje poratowanie mnie plastrem (dziękuję i odmawiam, do domu kawałek).

W sumie wiadomo było, że ma lunąć. Czy było warto? Tak. Tylko roweru myć się nie chce..

Nieciekawie wygląda, ale kości całe © Raven

Temperatura spada © Raven

Jemu deszcz nie przeszkadza © Raven

Pada, pada i pada.. © Raven


EDIT: W ramach wyjaśnień mapka wypadkowo-poglądowa. Dodam tylko, że miejsce krasy było wyasfaltowane (tj. w połączeniu z wodą pieruńsko śliskie).

Kategoria 50-100km, GPS, Offroad, Solo, Z fotkami i filmami


<< Poprzedni wpis: Taxi - kurs 187
>> Następny wpis: Service Day z grubszą domieszką szosowej rypanki
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!



Komentarze
Raven
| 20:38 poniedziałek, 25 lipca 2011 | linkuj Jak widać człowiek uczy się przez całe życie - następnym razem będę o tym pamiętać. ;)
siwy-zgr
| 20:35 poniedziałek, 25 lipca 2011 | linkuj albo katapultę z siedzenia "pilota" ;)
siwy-zgr
| 20:35 poniedziałek, 25 lipca 2011 | linkuj No przynajmniej :)))))))
Raven
| 20:34 poniedziałek, 25 lipca 2011 | linkuj Jak miałem uciekać? Po całkowitej utracie przyczepności włączyć plecak odrzutowy? :P
siwy-zgr
| 20:32 poniedziałek, 25 lipca 2011 | linkuj Dziwny jesteś :) Zamiast się ratować ucieczką, to żeś się tak wyłożył ;)
Raven
| 20:25 poniedziałek, 25 lipca 2011 | linkuj No mnie się nie zawsze chce bawić z kasetą. Ostatnio łańcuch zmieniałem na szybko, więc w ogóle nic nie robiłem z napędem i jakoś się jeździło.
Lubię tak od święta wyczyścić wszystko, żeby się świeciło jak nowe.

Jak to zrobiłem?
Załączam we wpisie mapkę poglądową. Całość działa się w ułamku sekundy i zanim się pokapowałem co się stało, to już leżałem trzymając kierownicę wykręconą o 180st. Hmm.. Zgadza się: niczym kapitan, który nie chciał opuścić tonącego statku. :P
siwy-zgr
| 19:55 poniedziałek, 25 lipca 2011 | linkuj swoja droga jak Ty to zrobiles, ze po zew. stronie reke przerysowales? do ostatniej chwili, jak kapitan na statku, nie puszczales kierownicy? :D
siwy-zgr
| 19:53 poniedziałek, 25 lipca 2011 | linkuj Kasety z syfu? Kasete to ja zawsze myje jak czyszcze łańcuch :) Chyba, ze nie mam czasu, to tylko samo szejkowanie.
Raven
| 19:50 poniedziałek, 25 lipca 2011 | linkuj A no tak jakoś wyszło. Jak widać nie wierzyłeś w mój talent do poszukiwania przygód. :)
Mnie deszcze jakoś wybitnie nie przeszkadza, ale myć sprzętu faktycznie się nie chce. Za to dzisiaj buty jeszcze nie do końca wyschnięte, ręka trochę obolała (dopiero dzisiaj to czuję), a słoneczko po południu pokazało, więc na spokojnie wszystko wypucowałem i wysmarowałem. I tak od jakiegoś czasu miałem go trochę konkretniej odświeżyć (nawet mi się wzięło na odkręcenie i wyczyszczenie kasety z syfu), więc nie ma tego złego (...).
siwy-zgr
| 19:39 poniedziałek, 25 lipca 2011 | linkuj Uuu stary, glebiłeś do tego wszystkiego? Zdolna bestia :) Ja jakoś nie żałuję. Raz, że nie cierpię deszczu, a dwa, że mycie roweru po tym syfie to wątpliwa przyjemność.
sikorski33
| 16:38 niedziela, 24 lipca 2011 | linkuj Ostatnio też mnie często spotyka deszcz. Ale nie odpuszczam i dalej jadę. Jak jest ciepło to można jechać;) A jaka jest wtedy ciepła woda w jeziorach. Można się wtedy pomoczyć:)
Pozdrawiam
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!