Jeżdżę, więc jestem.


avatar Niniejszy blog rowerowy prowadzi Mateusz vel. Raven, który z pofabrycznej Łodzi pochodzi. Od początku 2009 roku (od kiedy prowadzi tutaj statystyki) przejechał 28483.21 kilometrów, w tym 4325.30 po wertepach. Jeździ ze średnią prędkością 19.69 km/h.
Inne informacje znajdziesz tutaj.
button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl

Znajomi na Bikestats

Mój Skype

Mój stan

Ujeżdżany sprzęt

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Raven.bikestats.pl

Archiwum


Przejechane: 71.34 km
w tym teren ~50.00 km

Czas: 04:51 h
Średnia: 14.71 km/h
Maksymalna: 62.42 km/h

Szlakiem Orlich Gniazd, czyli udupieni na Jurze 2/4

Sobota, 23 kwietnia 2011 | Komentarze #0

Pobudka po 9. Śniadanie w postaci miksu parówek z bananami i ciastkami, popitka Powerade'em, ogarnięcie się i w drogę.

Najpierw szybki nawrót na ominiętą dzień wcześniej Maczugę Herkulesa, a potem dalej w drogę. Trochę umęczyła nas kilkukilometrowa jazda po dziurach (tutaj akurat mnie to było wszystko jedno) przez piaszczyste pole, do tego w upale, ale jakoś się jechało.

Pod Olkuszem Maciek się na mnie obraża, że zwinąłem mu sprzed nosa ostatniego pączka w jedynym otwartym sklepie.

Na którymś zjeździe luzuje mi się główny zawias w zawieszeniu. FUCK! Pierwszy raz mi się to zdarzyło. Cudem udaje się dokręcić przy użyciu 2 tool'i. Wtedy też okazuje się, że tool Maćka okazuje się Ciasteczkowym Potworem. Dlaczego? Otwierając podsiodłówkę krzyknął: "Tool wpierd***ł mi ciastka!" Ale o co kaman?! A no o to, że w podsiodłówce razem z owym narzędziem była mała paczuszka ciastek, które przy podskakiwaniu na wybojach zostały skutecznie sproszkowane. Oczywiście wszystko wyjęte ze wspomnianej podsiodłówki wyglądało, jakby to obtoczyć w kakao.

Czas goni, więc miejscami trochę skracamy sobie drogę zjeżdżając z pieszego szlaku na rowerowy. Piach. Dużo piachu. Jeszcze więcej piachu. Wnet mijaliśmy się z jakąś dziewczyną na rowerze (nie jakimś super, siakiś Giancik, a ona - typowy cywil: zwykłe ubranie, trampeczki, słuchawki w uszach). Szlakowe zamotanie, zawracamy kawałek i zmierzamy w tym kiedunku, co ona z myślą "wyminiemy i pogrzejemy dalej". Nic bardziej mylnego. Nie wiem, skąd ona miała tyle siły, ale parła do przodu jak.. nie potrafię znaleźć określenia. Maciek w imię honoru się spiął i przyśpieszył, ja za nim. Gdzieś na zjeździe ją wymijamy (zatrzymała się, by napić się wody, wtedy "Rycerz Honoru" dojrzał w jej rowerze FOXa 32kę - to nie jest zwykły cywil. Kilka kilometrów dalej zatrzymujemy się, by spojrzeć na mapę, ona nas wymija i.. tyleśmy ją widzieli. Skubana.

Jedziemy sobie dalej zadowoleni z tego, że w ogóle więcej JEDZIEMY, a nie idziemy.
Pod zamkiem, nieopodal Ogrodzieńca dłuższy postój. Pstrykanie, wygłupianie, Maciej-pseudoalpinista prawie się połamał, spadając ze skały. Kij z tym: pokruszył ciastka, które wyleciały mu w tym momencie i efektownie pofrunęły kilka metrów. Dalej w dół na lody, siadamy sobie i telefonujemy celem potwierdzenia naszego noclegu w Zawierciu. Owszem, był, ale.. dzień wcześniej. Maciek dostaje napadu dzikiego śmiechu, rozpacz to, czy radocha - do końca nie odszyfrowałem. Decydujemy się ruszyć do Ogrodzieńca za jakimś otwartym sklapem. Jest, dość duży, to i zakupy spore. Woda, bułki, kabanosy, tuńczyk, żelki (pół dnia o nich słuchałem) i po puszcze złocistego napoju.

Czas na szukanie noclegu. Jakichś ogłoszeń na słupach na złość niet, miejscowi też jakby autystyczni. Ciemno już, chłodno się robi. Co robimy? Google, Automapa i dzwonimy. Odbiera jakiś pijany dziad. "Łeee.. A to prać czeba.. Polić czeba.. Na długo..? Czydzieści..". Biorąc pod uwagę jego radość z mojego telefonu - podziękowałem. Drugi telefon: gość ledwo co wybełkował "halo". Coś tam jeszcze było, ale z kolei za daleko. W końcu jest: Podzamcze, czyli tam, gdzie przed chwilą byliśmy. Sympatyczna kobitka najbardziej zdziwiona była chyba tym, że chcemy nocleg "tu i teraz" (przypominając: Wielka Sobota przed Wielkanocą). Zgadza się na nasze przybycie, potwierdza adres i z uśmiechem ruszamy.
Dostajemy przytulny pokoik z łazienką, TV i wyposażoną kuchnią za drzwiami.

Przejechane 10km więcej, niż wczoraj, nie jest źle. Tylko na pierwszy rzut oka. Przejechaliśmy w te 2 dni jedną stronę mapy. Nazajutrz musimy przejechać całą drugą.



















Wszystkie zdjęcia z geotaggingiem:
W formie tradycyjnego albumu
W formie mapy z pinezkami




Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!