Jeżdżę, więc jestem.


avatar Niniejszy blog rowerowy prowadzi Mateusz vel. Raven, który z pofabrycznej Łodzi pochodzi. Od początku 2009 roku (od kiedy prowadzi tutaj statystyki) przejechał 28483.21 kilometrów, w tym 4325.30 po wertepach. Jeździ ze średnią prędkością 19.69 km/h.
Inne informacje znajdziesz tutaj.
button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl

Znajomi na Bikestats

Mój Skype

Mój stan

Ujeżdżany sprzęt

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Raven.bikestats.pl

Archiwum


Przejechane: 18.56 km
w tym teren ~2.00 km

Czas: 00:49 h
Średnia: 22.73 km/h
Maksymalna: 32.20 km/h

Przemyślenia anty-MPK

Czwartek, 21 października 2010 | Komentarze #3

Wietrznie, nawet bardzo, ale nie tak, żeby nie dało się jechać.

==============================================
Z upływem dni zwykli śmiertelnicy coraz bardziej mają mnie za nienormalnego i patrzą z politowaniem, kiedy przemieszczam się na mym jednośladzie po ulicach Łodzi. Mnie się chce z tego śmiać. Dlaczego?
Ostatnio miałem wątpliwą przyjemność podróżowania autobusem. Taki dzień bez roweru. Efektem było zmarznięcie i nerwica na przystanku czekając na autobus, który spóźnił się 35min (sic!), a byłem umówiony na godzinę. Później gdzieś w mieście (właściwie to na zadupiu) tramwaj stanął - a wcześniej przed nim 5. Najlepszy był komentarz motorniczego pierwszego z pojazdów szynowych, który nerwowo biegał od skrzynki elektrycznej w jednym wagonie, do skrzynki w drugim i krzyczał do kolegi po fachu: "Jak wypuszczają taki złom, to tak ku**a jest!". Ale nawet to nie osłodziło goryczy spowodowanej 2 kilometrowym spacerem (połączenia autobusowe nie odpowiadały, a do tego nie wiedząc, czy tabor pojawi się punktualnie szybciej było iść piechotą). Przy okazji pooglądaliśmy sobie inne pojazdy komunikacji miejskiej stojące na awaryjnych.
Przypadek? Czarna seria? Nie! To codzienność, moi Drodzy, w Łodzi. Aż mi wstyd..
Aha, jakby tego było mało w czasie tych jazd pokornie, ze szczękościskiem kasowałem bilety.

Dochodząc do sedna sprawy..
Czy ja wyglądam na osobę, która "męczy się rowerem", bo musi? Nie! Wręcz przeciwnie! Szlag mnie trafia, jak muszę najpierw marznąć na przystanku, a potem kotłować się w BRUDNYM i ŚMIERDZĄCYM (tak, musiałem to napisać, bo to woła o pomstę do nieba) autobusie i gapić się na skwaszone jesienną depresją mordy podróżnych sprawiających wrażenie z krzyża zdjętych.

Zaraz pewnie pojawiłby się głos przeciwników.

*** Zimno na rowerze? Pff.. Jak dotąd bardziej zmarzłem korzystając z komunikacji miejskiej, aniżeli śmigając na 2 kółkach. Ubiór proszę państwa! Czasami jadąc rano przy kilku stopniach widuję agentów na rowerach w krótkich gaciach i bez rękawiczek. A później zewsząd słychać miauczenie, że zimno. Buhaha.

*** Szybkość? Bullshit. Przykładowo droga do pracy autobusem zajmuje mi lekko 45min wliczając w to dojścia do przystanków. Oczywiście bierzemy pod uwagę opcję punktualną, a tutaj nigdy nie wiadomo. Rowerem mam ok. 20min door2door. OK, ja jeżdżę sporo, więc noga mi podaje, ale rowerem ZAWSZE będzie szybciej, niż komunikacją miejską, o czym przekonałem się ja i wielu innych na własnej skórze. Postoje na przystankach, zawijasy trasy (sami możemy jechać najkrótszą drogą do celu), tudzież awarie.

*** Zmęczenie? Kwestia względna. Mnie bardziej męczy poruszanie się zatłoczonym autobusem - dlaczego, to opisałem wyżej.


Podsumowując.
Po tym, jak sprawiłem sobie rower "taksówkowy", mniej więcej od miesiąca jeżdżę po mieście praktycznie tylko na 2 kółkach i czuję się zdrowszy zarówno fizycznie, jak i psychicznie. W kwestii finansowej: to, co zaoszczędzam na bilecie miesięcznym inwestuję chociażby w rękawiczki, czy czapkę, czyli w sumie wychodzi na zero. Z tym, że te rzeczy posłużą długo i mam świadomość, że nie płacę złodziejom.
Największą oszczędnością jest CZAS i NIEZALEŻNOŚĆ od rozkładów jazdy i poszczególnych linii. + mp3'ka na uszy i pełen relaks.
Jestem wolny, co polecam wszystkim jeszcze niezdecydowanym.

==============================================

To na tyle by było w kwestii moich żalów - po prostu musiałem się gdzieś wygadać i zrzucić to, co mi leżało na wątrobie.
Dzięki Ci, Czytelniku, jeśli chciało Ci się to czytać i dotrwałeś do tego momentu. :)

Pozdrower i do zobaczenia w trasie. ;)

Kategoria 0-50km, Na twardo, Solo, Z fotkami i filmami


<< Poprzedni wpis: Standardowo
>> Następny wpis: Drogowa modlitwa rowerzysty
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!



Komentarze
tomecki
| 13:11 piątek, 22 października 2010 | linkuj przeczytałem całość . piszesz o rzeczach oczywistych dla większości uzytkowników serwisu . od siebie dodam, że smigam cały rok na rowerze . juz nie pamietam kiedy jechałem gdzieś autobusem miejskim , mało tego chyba zaczynam sie odzwyczajać od chodzenia ;) rower typu " yellow cab" ja go nazwałeś powinien sie zwrócić zamiast biletów w jakieś 3 mce.
Raven
| 13:02 piątek, 22 października 2010 | linkuj No to ja mam o tyle bardziej komfortową sytuację, że mam miejsce, gdzie mogę rower zostawić zamknięty, czy to suchy, czy ubłocony. Zobaczymy tylko ile wytrzymam, bo zapowiadają zimę gorszą, niż w zeszłym roku. Ale łatwo się nie poddam - mrozu się nie boję, gorszy jest śnieg i błoto po ośki.

Co do głupich kierowców, to o tym wzmianka w kolejnym wpisie, materiał już przygotowany. ;)
speed565
| 12:57 piątek, 22 października 2010 | linkuj Mam dokładnie te same spostrzeżenia. Pomimo że do pracy mam spory kawałek i w kwestii czasu wychodzę mniej więcej na zero, to wole rower. Martwię się co najwyżej o głupich kierowców, a nie wkurzam się że płacę 110 zł za miesięczny bilet a potem zastanawiam się ile będę stał na przystanku. Szkoda tylko że na rowerze nie da się śmigać cały rok (w pracy rower stoi w biurze więc zima odpada).
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!